Sprintem po medale – Michał Derus Paraolimpijczyk

Michał Derus –  sprinter, srebrny medalista Paraolimpiady w Rio, medalista Mistrzostw Świata i Europy (posiada wszystkie kolory krążków), absolwent informatyki w Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Tarnowie.

W lipcu w Londynie, podczas Mistrzostw Świata Osób Niepełnosprawnych w Lekkiej Atletyce, zdobyłeś dwa brązowe medale (na 100 i 200m). W biegu na 100m, osiągnąłeś najlepszy twój czas w tym sezonie, opowiedz o tym biegu oraz o przygotowaniach do zawodów.

– Był to zdecydowanie mój najcięższy start w sezonie. W marcu, po zakończeniu udanego sezonu halowego, doznałem kontuzji (skręcenie kostki). Przez ponad miesiąc byłem praktycznie wyłączony z treningu, co dość mocno opóźniło moje przygotowania do Mistrzostw Świata. Pomimo kontuzji, pierwsze majowe starty napawały optymizmem na dalszą część sezonu, udało mi się osiągać rezultaty poniżej 10,70s. W czerwcu dość mocno zwiększyliśmy obciążenia treningowe, co niestety spowodowało nawrót kontuzji. Dzień przed wylotem do Londynu ból kostki nie pozwolił mi dokończyć treningu szybkościowego. Już wtedy wiedziałem, że bieg na MŚ będzie tak naprawdę walką o przetrwanie. I tak też było. Co gorsza, tuż przed biegiem finałowym na 100m, dodatkowo złapał mnie skurcz w łydce. Pomimo tych przeciwności losu, udało mi się zdobyć brązowy medal, z którego się ogromnie cieszę.

 

 

W Rio zdobyłeś srebrny medal w biegu na 100 m w kategorii T47, podziel się z nami wrażeniami towarzyszącymi temu zwycięstwu. Na pewno był to trudny bieg, bo największymi rywalami byli zawodnicy gospodarzy, a trzeba przyznać, że złoto było w twoim zasięgu.

– Igrzyska w Rio były moimi pierwszymi w karierze. Na wcześniejsze do Londynu i Pekinu nie pojechałem ze względu na przepisy, które przez pewien czas nie pozwalały mi na start wśród osób niepełnosprawnych. Dlatego też wyjazd do Rio i zdobycie medalu było spełnieniem moich marzeń. Przed paraolimpiadą byłem liderem tabel,  jednak zdawałem sobie sprawę, że Brazylijczycy szykują formę typowo pod te zawody. I nie pomyliłem się, zaprezentowali się świetnie, szczególnie zwycięzca Petrucio Ferreira, który dodatkowo ustanowił w dwóch biegach dwa rekordy świata. O moim srebrnym medalu zdecydował odczyt z fotokomórki, ponieważ zarówno ja, jak i Yohanson Nascimento, uzyskaliśmy na mecie ten sam rezultat 10.79 (po odczycie okazałem się szybszy o 0,003s). Byłem ogromnie szczęśliwy, że udało mi się rozdzielić dwóch Brazylijczyków, tym bardziej, że startowali u siebie, przy niesamowitym dopingu ich publiczności.

Wyjaśnij nam, co dokładnie zadecydowało o tym, że wcześniej nie mogłeś wystąpić w paraigrzyskach?

– Uniemożliwiły mi to przepisy. W sporcie niepełnosprawnych, aby móc startować na arenie międzynarodowej, trzeba uzyskać klasę sportową. Klasy te są podzielone na różne schorzenia. Przed Igrzyskami w Pekinie stawałem na komisji międzynarodowej, jednak ówczesne przepisy nie pozwalały mi na starty z niepełnosprawnymi. W moim schorzeniu występuje fragment ruchomej części nadgarstka, a przepis mówił o amputacji powyżej nadgarstka. Było to dość niesprawiedliwe, tym bardziej, że w tym samym czasie na świecie startowali zawodnicy z identyczną dysfunkcją jak moja. Dopiero w 2013 roku Międzynarodowy Komitet zmienił te kryteria, utworzono nową klasę startową i od tego czasu mogę startować w sporcie niepełnosprawnych.

 

 

Jak wspominasz atmosferę panującą na igrzyskach, opowiedz nam o udziale w Paraolimpiadzie w Rio.

– Igrzyska są imprezą o której marzy każdy sportowiec. Mają szczególną rangę, ze względu na to, że są rozgrywane co 4 lata. Startowałem już trzykrotnie na Mistrzostwach Świata, ale żadne z nich nie mogą równać się atmosferą z igrzyskami. Cieszę się, że w Rio dopisała publiczność. Jak wiadomo, sport paraolimpijski nie cieczy się zbyt dużym zainteresowaniem. Na szczęście w Brazylii ludzie przychodzili oglądać nasze zmagania, myślę że to ogromna zasługa wielu utalentowanych zawodników z tego kraju. Co ciekawe, po zakończeniu olimpiady myślałem, że już nie będę miał okazji gościć w Rio de Janeiro. Niespodziewanie niedawno otrzymałem zaproszenie na udział w zawodach w Rio początkiem października tego roku, więc najprawdopodobniej, niespełna rok po paraolimpiadzie, znowu się tam zmierzę z moimi największymi rywalami z bieżni.

Urodziłeś się bez lewej dłoni. Rodzice różnie reagują na takie wyzwania życiowe. Jak twoja rodzina zmierzyła się z niepełnosprawnością? Czy była „problemem”, czy  wyzwaniem do pokonania, czy zupełnie naturalną sytuacją?

–  Wiem z opowieści rodziców, że początkowo był to dla nich szok. Obawiali się jak sobie poradzę w życiu bez dłoni. Czas pokazał, że już jako dziecko świetnie sobie radziłem, więc z biegiem czasu tak naprawdę zaczęli zapominać, że urodziłem się z dysfunkcją. Pamiętam, że zawsze dążyłem do tego, by coś zrobić mimo że inni mówili mi, że nie dam rady (prosty przykład z nauką wiązania butów – pamiętam to do dziś). W dalszym ciągu świetnie sobie radzę w życiu, są nieliczne sytuacje, w których mam jakieś problemy związane z niepełnosprawnością. „Zaletą” w całej tej sytuacji jest to, że nie mam dłoni od urodzenia, więc jest to dla mnie normalne, po prostu nie wiem jak to jest mieć dwie zdrowe ręce. Gdybym dłoń stracił np. w wypadku, wtedy pewnie wszystko byłoby trochę trudniejsze.

 

Jak zaczęła się twoja kariera sportowa i kto miał na nią największy wpływ?

– Wszystko zaczęło się przypadkowo. Będąc w 3 klasie gimnazjum moja nowa nauczycielka historii powiedziała mi, że w Tarnowie jest klub zrzeszający osoby niepełnosprawne – START Tarnów. Wcześniej nie miałem pojęcia, że taki istnieje. Zaproponowała, żebym się tam zgłosił i spróbował swoich sił w sporcie. Tak też się stało. Początkowo trafiłem na pływalnię, jednak nie za bardzo mi się to podobało. Po pewnym czasie, prezes tego klubu Bogusław Szczepański, zaproponował bym pojawił się na treningu lekkoatletycznym. Okazało się, że mam predyspozycje do biegania sprintów i tak już zostało do dziś.

Jak brak dłoni wpływa na twoje treningi oraz starty?

– Jeżeli chodzi o treningi, to głównie problemy pojawiają się na siłowni. Brak dłoni uniemożliwia mi wykonywanie wielu ćwiczeń na górne partie mięśniowe. W biegu najgorzej jest podczas startu z bloku. Ustawienie ramion jest nierównomierne, więc zdecydowanie trudniej jest mi utrzymać równowagę podczas wychylenia. Tak naprawdę brak dłoni wpływa na wszystkie aspekty treningowe. Mam tylko prawą dłoń, którą na co dzień wykonuję wszystkie czynności, tak jest przez całe życie. W efekcie cała lewa strona jest zdecydowanie mniej umięśniona (ramiona, brzuch, grzbiet) a nawet lewa noga jest trochę słabsza niż prawa. I tak naprawdę są to dysproporcje, których nie da się wyrównać, ponieważ zawsze prawa strona musi przejąć zadania, których nie dam rady wykonać lewą ręką. Myślę, że ma to ogromny wpływ na osiągane wyniki sportowe.

 

 

Czy sytuacja treningowa w twoim rodzinnym mieście, Tarnowie, się poprawiła, czy nadal musisz dojeżdżać na treningi do Krakowa lub Rzeszowa?

– Tuż po powrocie z MŚ w Londynie oddano do użytku w Tarnowie stadion z pełnowymiarową bieżnią. Zdecydowanie ułatwi mi to przygotowanie do kolejnych sezonów. Na chwilę obecną jedynym problemem pozostanie brak hali z bieżnią tartanową, szczególnie w sezonie zimowym. Na szczęście i taka powstanie w obecnie remontowanej hali.

Masz jakieś patenty na codzienne życie, którymi mógłbyś się podzielić z osobami o podobnej niepełnosprawności?

– Myślę że nie ma złotej rady. Każda niepełnosprawność jest inna, znam np. osoby z amputacją nieco poniżej łokcia. Ja mam amputację poniżej nadgarstka, więc porównując, moja ręka jest zdecydowanie dłuższa. To w znacznym stopniu zmienia sposób wykonywania codziennych czynności i każdy musi się ich nauczyć indywidualnie.

 

 

Czy poza treningami i przygotowaniami do startów masz jeszcze czas na inne pasje i zainteresowania?

– W wolnych chwilach staram się rozwijać w dziedzinie programowania. Jest to ściśle powiązane z ukończonym przeze mnie kierunkiem studiów – informatyką. Chciałbym w niedalekiej przyszłości podjąć pracę w tej dziedzinie.

Do 2013 roku ścigałeś się tylko z pełnosprawnymi zawodnikami, czy nadal to robisz?

– Tak i w zasadzie nie wyobrażam sobie odpuścić starty z pełnosprawnymi zawodnikami. Przede wszystkim w sezonie jest niewielka ilość zawodów organizowanych dla osób niepełnosprawnych. Dla pełnosprawnych jest ich o wiele więcej. Poza tym, nie odbiegam aż tak bardzo poziomem sportowym od polskich pełnosprawnych sprinterów. W tym roku np. w sezonie halowym zająłem 7 miejsce na Halowych Mistrzostwach Polski. Co ciekawe, dwa dni wcześniej, na zawodach Orlen Cup w Łodzi, uzyskałem wynik, który na Mistrzostwach dawał brązowy medal (6,78s na 60m). Tak więc cały czas dążę, by być coraz lepszym i rywalizować z pełnosprawnymi.

Który z dystansów sprinterskich jest twoim ulubionym?

– Zdecydowanie 100m, a także 60m na hali. Można powiedzieć – im krótszy dystans, tym lepiej. Na 200m brakuje mi wytrzymałości i nie za bardzo lubię ten dystans.

 

 

Jakie są twoje aktualne rekordy życiowe?

60m hala – 6.78s

100m – 10,51s

200m – 21.87s

Co ciekawe mój rekord życiowy na 100m jest lepszy od obecnego rekordu świata osób niepełnosprawnych w mojej klasie startowej, który wynosi 10.53s. Jednak mój wynik nie mógł zostać uznany za rekord świata, ponieważ uzyskałem go w Katowicach w 2014 roku właśnie na zawodach dla osób pełnosprawnych.

Najbliższe sportowe plany?

– Najbliższy rok to Mistrzostwa Europy, które odbędą się w sierpniu w Berlinie. Wcześniej, w zimie chciałbym wystartować w sezonie halowym. Jeżeli zaś chodzi o plany długoterminowe, to najważniejszym celem są Igrzyska w Tokio w 2020 roku.

Gratulujemy serdecznie wszystkich sukcesów i trzymamy kciuki za następne medale.

Odpowiedź do artykułu “Sprintem po medale – Michał Derus Paraolimpijczyk

Dodaj komentarz

Wordpress Social Share Plugin powered by Ultimatelysocial