Wolontariat oswojony

Rozmowa z Pawłem Kościelnym,  wolontariuszem

w krakowskim Katolickim Stowarzyszeniu

Osób Niepełnosprawnych i Ich Przyjaciół „Klika”.  

 

Czym zajmujesz się na co dzień?

Na co dzień pracuję. Jestem informatykiem, a dokładniej programistą, czyli spędzam połowę swego życia przed komputerem.

 

Jak to się stało, że zdecydowałeś się na wolontariat?

Kiedy mieszkałem z rodzicami w moim rodzinnym Bielsku, regularnie odwiedzaliśmy kogoś z naszych znajomych. Mam na myśli osoby schorowane, które potrzebują pomocy, kontaktu z ludźmi. Dla mnie od zawsze było to normalne i naturalne. Odkąd przeprowadziłem się do Krakowa z powodu pracy,  właśnie tego mi brakowało. Zacząłem szukać jakiegoś wolontariatu tutaj i po różnych perypetiach w końcu trafiłem na stowarzyszenie „Klika”. Od razu zobaczyłem, że to jest to, czego szukałem, by zapełnić tamtą pustkę.

 

A co spowodowało, że zacząłeś jeździć na obozy z „Kilką”?

Na początku bywałem na spotkaniach „Kliki” i miałem okazję trochę poznać tych ludzi. Następnie pojechałem na weekendowe rekolekcje do Jamnej i tam miałem przedsmak tego, co się dzieje na dwutygodniowym obozie. Lubię to, podoba mi się taka forma, by część swojego prywatnego czasu oddać potrzebującym, nie oczekując nic w zamian.

Poza tym, środowisko wolontariuszy w takiej organizacji, to najczęściej ludzie dobrzy i wartościowi, tacy,  których warto mieć w gronie swoich znajomych, przyjaciół. Wychodzi ostatecznie na to, że dając otrzymuję jeszcze więcej. Jak tu nie lubić takiej formy spędzania wolnego czasu? Przede wszystkim to złożyło się na fakt, że zacząłem jeździć co roku na obozy z niepełnosprawnymi.

 

Nie bałeś się wyzwań jakie niesie pomaganie?

Nie miałem tej fazy. Nie potrafię tego wytłumaczyć, ale wydaje mi się, że po prostu wiedziałem na co mnie stać i nie przechodziło mi przez myśl, że coś może się nie udać, z czymś mogę nie dać rady. Do tego z pewnością przyczynili się doświadczeni wolontariusze, którzy mi pomogli łatwiej przejść przez początki.

 

Co jest najtrudniejsze w kontakcie z osobą doświadczającą niepełnosprawności?

Według mnie jest to psychologiczny aspekt pomagania takim osobom. Fizycznie każdy da radę pomagać, ale sztuką jest, by pomagać przez wiele lat, zachowując motywację, nie wypalić się. Jeżeli wolontariusz odchodzi, mówiąc, że nie ma czasu, to najczęściej prawda jest taka, że się wypalił gdzieś tam w środku. Zawsze się znajdzie czas na pomaganie, trzeba tylko chcieć. A tego czasu naprawdę nie trzeba wiele.

Ten aspekt, to temat na książkę, więc nie będę się rozwodził nad tym tutaj.

Uważam, że każdemu nowemu ochotnikowi należy pomóc na początku, poradzić, pokierować, wytłumaczyć indywidualnie. Są tacy, którzy potrzebują tej pomocy więcej, ale są też utalentowane osoby, które szybko łapią o co chodzi.

 

Jakie są powszechnie spotykane błędy w podejściu do osób niepełnosprawnych?

Powszechnym i bardzo istotnym błędem jest rozpieszczanie tych ludzi. Bardzo łatwo jest zatracić granicę pomiędzy faktyczną potrzebą pomocy, a rozpieszczaniem i nadopiekuńczością. Wiele osób niepełnosprawnych chce, by im we wszystkim pomagać, choć sami potrafią większość rzeczy zrobić. Na pierwszy rzut oka, to może wydawać się jak znęcanie się nad kimś. I tu się rodzi obszar do prawdziwej i dojrzałej miłości do drugiego człowieka.

 

Co w wyjazdach na obozy lubisz najbardziej?

Najbardziej lubię przebywać w towarzystwie obozowiczów, zarówno niepełnosprawnych, jak i opiekunów. To są świetni ludzie i czas z nimi spędzony jest dla mnie cenny. Nawet miejsce obozu jest mniej ważne i to, co się będzie robić. Na obozach najważniejsi są ludzie.

 

Nie zrażają cię trudności komunikacyjne jakie wyrastają przed wózkiem?

Raczej nie, ale może jest to kwestia tego, że nie brakuje mi siły, więc tam, gdzie technika i doświadczenie już wiele nie pomogą,  po prostu rozwiązuję taką trudność siłowo. Na pierwszym miejscu oczywiście powinien być proces myślowy i technika, bo najczęściej można trudność pokonać łatwiej  po chwilowym zastanowieniu. Są miejsca, które naprawdę sprawiają wiele problemów i takich miejsc staram się unikać. Czasami trzeba trochę poeksperymentować i to najlepiej z wyobraźnią. Dla przykładu, kiedyś zdarzyło  nam się jechać wózkami inwalidzkimi po ruchomych schodach. Na początku było trochę stresu, ale opanowaliśmy  technikę i teraz już śmiało z nich korzystamy.

 

Czy spotykasz dużo udogodnień? I czy zdarzają się takie, które zamiast pomagać, przeszkadzają?

Coraz więcej jest tych udogodnień, zwłaszcza w miastach. To dobrze, bo jakaś rzecz z pozoru nic nie znacząca dla pełnosprawnego może mieć kolosalne znaczenie dla niepełnosprawnego. Zaczyna się to dostrzegać właśnie gdy się komuś pomaga. Zwykły chodnik może być trochę nierówny i wyboisty i dla zdrowego człowieka nie stanowi on najmniejszego problemu, ale próba przejechania takim chodnikiem z niepełnosprawnym na wózku, pokazuje ile wysiłku kosztuje pokonywanie takich trudności. Inny przykład, to źle zaparkowany samochód. Kierowca takiego samochodu wjechał na chodnik, zmniejszając jednocześnie przejście dla pieszych. Zdarzało mi się, że nie mogłem przejechać z wózkiem w takim miejscu i musiałem zjeżdżać na ruchliwą ulicę, by ominąć taki samochód. Udogodnienia raczej same w sobie nie przeszkadzają. Raczej przeszkadzają sami ludzie, jak wspomniany kierowca samochodu albo na przykład kierowca autobusu komunikacji miejskiej, który nie obniży wejścia do autobusu, mimo iż widział, że ktoś usilnie próbuje się dostać do środka z osobą na wózku. Taki autobus posiada odpowiednie udogodnienia i dla kierowcy jest to kwestią naciśnięcia jednego guzika. Dopiero interwencja osobista powoduje, że jednak taki guzik jest i działa i można obniżyć podłogę, tylko trzeba wykazać trochę dobrej woli. Na szczęście takich ludzi jest niewiele, a raczej przeważają uczynni kierowcy.

 

Co mógłbyś poradzić osobom, które chciałyby zdecydować się na pomaganie?

Przede wszystkim, że nie ma się czego obawiać. Nie trzeba przechodzić specjalistycznych szkoleń, ani posiadać wielkich umiejętności. Osoba niepełnosprawna najlepiej wie, jak się z nią trzeba obchodzić i razem zawsze dacie radę. Nie ma się czego bać. Są niepełnosprawni z różnymi stopniami niepełnosprawności i zawsze na początek dostaje się łatwą osobę do opieki. Często ludzie zaprzyjaźniają się ze sobą i naturalnie wychodzi kto się kim chce opiekować. Każdy musi być zadowolony.

Chcę też podkreślić, że na pomaganie nie trzeba wiele czasu w życiu. To ile jesteś w stanie dać innym zależy tylko i wyłącznie od Ciebie. Każdy we własnym zakresie ustala, ile chce pomagać. Trzeba tylko napisać maila albo przyjść na spotkanie „Kliki” i poinformować osobę kierującą daną grupą, że chce się spróbować pomagać.

 

Czego uczą cię twoi podopieczni?

Oj, jest tego wiele. Chyba najwięcej asertywności i cierpliwości. Dzięki takim osobom lepiej poznaje się samego siebie. Bardziej docenia się własne umiejętności poprzez kontrast z czyjąś dysfunkcją, a w dzisiejszym świecie nie potrafimy doceniać tego, co mamy. Każdy niepełnosprawny jest inny i uczy czegoś innego. Z pewnością rozwijają we mnie empatię i otwartość na drugiego człowieka. Poza tym doskonalę też  zdolności interpersonalne.

 

Bardzo dziękuję za rozmowę i cenne spostrzeżenia.

ifk

 

Dodaj komentarz

Wordpress Social Share Plugin powered by Ultimatelysocial