Historia rodziców adopcyjnych czwórki dzieci w tym trzech dziewczynek z niepełnosprawnościami Kasi, Julii i Ewy. Jak miłość pokonała strach a wiara dała nadzieję.
Moja historia z adopcją
Urodziłam się z dziecięcym porażeniem mózgowym, po 6 miesiącach od mojego urodzenia zmarła moja mama biologiczna. Los mój zdawał się być przesądzony: czekał mnie zakład opiekuńczy w którym przez całe życie, jak rokowali lekarze, miałam leżeć w łóżku…
Adopcja – decyzja nie była łatwa
“Tym bardziej się panu dziwię” – tymi słowami zareagowała lekarka na wiadomość, że lekarz Krzysztof wraz z żoną chcą adoptować Kasię. Dziewczynka, mając dwa lata, była na etapie rozwoju trzymiesięcznego dziecka. Ważyła dziewięćset gramów. Urodziła się przedwcześnie, cudem uratowana. Stwierdzono u niej porażenie mózgowe, które uniemożliwiało chodzenie i mówienie. Jednak to nie była jedyna dolegliwość. Po piętnastu latach okazało się, że Kasia choruje jeszcze na alkoholowy zespół płodowy (FAS). Jej biologiczna matka, będąc w ciąży, piła alkohol.
Lekarze odradzali uznając, że osoba z upośledzeniem fizycznym i umysłowym stanie się zwyczajną kulą u nogi i zrujnuje życie małżeństwu.
„Nie adoptujcie jej – zniszczycie sobie życie przez to dziecko!” Takie słowa usłyszeli przyszli rodzice Kasi, gdy pierwszy raz ją zobaczyli.
Doszliśmy z żoną do “ściany” – Krzysztof Liszcz
Musieliśmy zdecydować. Pomogła nam modlitwa i słowa z Listu do Koryntian: “Bóg wybrał to, co głupie w oczach świata” – wspomina pan Krzysztof.
Kasia jest drugim z czwórki adoptowanych dzieci. O tym, że jest chora na FAS dowiedzieli się pięć lat temu, gdy wiedza o tej chorobie dotarła do Polski. Wcześniej sądzili, że Kasia choruje tylko na dziecięce porażenie mózgowe. Rozpoczęli rehabilitację. Na początku były to długie i monotonne ćwiczenia powtarzane codziennie po kilka godzin. Podnoszenie rąk i nóg, pierwsze próby poruszania się.
Dowiedziałem się, że dziecko trzeba rehabilitować przez zabawę, taniec, rytmikę, zajęcia plastyczne. Ważne jest nagradzanie, motywowanie, wyznaczanie celów, które są dla dziecka mobilizujące, a jednocześnie ciekawe. To oczywiście wymagało pomocy wolontariuszy – tłumaczy pan Krzysztof. Praca przynosiła efekty. Kasia rozpoznawała najpierw pojedyncze słowa, potem sens zdań i w końcu zaczęła mówić.
Od najwcześniejszego dzieciństwa Kasia przejawiała hart ducha zadziwiający u małego dziecka – nie kaprysiła, nie zniechęcała się, pogodnie i cierpliwie wykonując codzienny program ćwiczeń. Wtedy to nauczyła się wytrwałości, z jaką do dziś pokonuje wszelkie trudności życiowe, przede wszystkim w zakresie sprawności ruchowej.
Wysiłek fizyczny towarzyszy jej w każdej sekundzie życia: zmiana pozycji, ubieranie się, samoobsługa, wymagają determinacji, cierpliwości, a nieraz koniecznej pomocy, o którą prosi jak najmniej. Nigdy nie narzeka, nie użala się nad sobą, zawsze szuka dobrych stron i potrafi je odnaleźć. Nauczyła się realnie oceniać stopień trudności stojącego przed nią zadania i stosować odpowiednie do niego metody działania.
Spotkanie z Ojcem Świętym
W 1999 roku uczestniczyłam we Mszy św., którą odprawił w Toruniu Jan Paweł II. Uważam to za jedno z najważniejszych wydarzeń w swoim życiu. Gdy Ojciec Święty przejeżdżał przez sektor, w którym ona była, ich oczy spotkały się. Czuła wówczas, że Papież ją duchowo przytulił. Po kilku miesiącach zaczęła chodzić…
Poruszam się w domu z trudem, ale sama. Samodzielnie spożywam posiłki i wykonuje zabiegi pielęgnacyjne. Każdy ruch wymaga jednak ode mnie dużego wysiłku fizycznego i cierpliwości. Ale nie narzekam i nie użalam się nad sobą. Zawsze szukam dobrych stron i je znajduje. Na pytanie, czy będzie kiedyś normalnie chodzić, uśmiecham się i odpowiadam z dużym przekonaniem: “ja normalnie chodzę”.
Decyzja o adopcji – Wiara czyni cuda
Rodzice nie żałują decyzji o adopcji Kasi. Jednak podkreślają, że nie podjęliby jej, gdyby nie wiara. – Wszystkie nasze decyzje dotyczące adopcji dzieci były nie tylko przez nas przemodlone, ale wiara była dla nich “kołem ratunkowym”.
Kiedy po ludzku nie było już żadnego argumentu, wtedy tym ostatnim decydującym była właśnie wiara. Niektórzy mówili, że zniszczymy sobie życie przez to dziecko. A Kasia je wzbogaciła. Jednak bez Boga nie byłoby u nas Kasi. To On miał wobec niej wspaniały plan – podkreśla pan Krzysztof. Kiedyś, gdy rodzice Kasi dziękowali wolontariuszom za pomoc w rehabilitacji Kasi, usłyszeli: „To my dziękujemy za dobro, które wykrzesało z nas to dziecko”.
Po latach – przyjęcie kolejnych dwóch rodzonych sióstr: Julii i Ewy
Chcę jeszcze raz zwrócić uwagę na to, że szczęście się różnie objawia. Teraz podam przykład z życia rodzinnego. Przełomową datą był dzień 27 lipca 2002 r. Zapragnęłam mieć młodsze rodzeństwo. Dawno o tym myślałam, ale jakoś nie miałam odwagi o tym marzeniu powiedzieć rodzicom.
Wreszcie przyszedł odpowiedni moment – było to na konferencji w Wiśle. Któregoś wieczora powiedziałam rodzicom o tym, że pragnę mieć młodsze rodzeństwo. Wtedy zaczęliśmy się modlić do Pana Boga o to, żeby pomógł nam w podjęciu tej trudnej decyzji.
W końcu, po długim oczekiwaniu dostaliśmy propozycję wzięcia dwóch dziewczynek – rodzonych sióstr: Ewy i Julii. Po długiej naradzie rodzinnej postanowiliśmy zaadoptować dziewczynki. W dniu 27 lipca 2002 r. tatuś z moim starszym bratem Pawłem pojechali na Suwalszczyznę po babcię a w drodze powrotnej zabrali Ewę z domu dziecka w Szymonowie. Ja z mamą czekałyśmy na nich w domu. Usiedliśmy do wspólnej kolacji a potem pomogłam wykąpać Ewę i czytałam jej na dobranoc „Kołaczyka”.
Czułam się w tym momencie bardzo szczęśliwa. Dwa tygodnie później pojechałam z rodzicami po Julię. Od tej pory minęło 18 lat. Jesteśmy bardzo szczęśliwi, że mamy siebie!
Ku pokrzepieniu – o dwóch obliczach adopcji „z Wami ciężko, ale dzięki Wam lżej” – słowa śp. Krzysztofa Liszcza
Wpis wspomnieniowy
21.04 – wtorek
Cud życia – obchody 32 rocznicy przybycia do rodziny Liszczów. Witajcie! Dziś u nas uroczyście i świątecznie ponieważ równo 32 lata temu przybyłam do rodziny Liszczów. Jest to wspaniała okazja by podziękować mamie za dar i cud mojego życia i wychowania.
Z tej okazji dziś o północy dałam mamie książkę z dedykacją moc pozytywnego myślenia. A co jeszcze u nas świętowanie na maxa, ponieważ odwiedziła nas dziś pani Maria ze swoją córką Anią. Jest to dla mnie dowód na to ze pandemia nie istnieje. Po wspólnym śniadaniu mama z panią Marią i jej córką Anią pojechały pozałatwiać sprawy. Natomiast ja miałam dziś pracę nad sobą z psychodiabetologiem dzięki spotkaniu zrozumiałam ze trzeba brać życie tu i teraz.
Była też okazja do tego by docenić to co w życiu najważniejsze. Nasza Ewa zrobiła samodzielnie obiad i tort rocznicowy. Od mamy dostałam piękne ogromne róże – czerwono białe. Podczas podwieczorku była okazja do wspomnień i wzruszeń wspólnie oglądaliśmy moje zdjęcia. A po wspomnieniach całą rodziną pojechaliśmy na cmentarz do taty. Dzięki czemu nasz tatuś też brał udział w dzisiejszym naszym wspólnym jubileuszu.
Wieczór również na bogato z uroczystą kolacją. Kochani to jest dowód, że z wiarą cuda są i nasze życie zależy od nas, a nie zakazów, które są wymyślone i wysyłane z kosmosu! Po powrocie od taty reszta czasu na balkonie i dworze. Cukrowo idealnie. Także akcja zostań w domu uważam za zamkniętą. Można pewnie, że można A tu link do wspomnień – kto chce ze mną powspominać – czyta.
www.kawałek-nieba.pl/wolontariusze/
Wasza Kasia z mamą Ewą Julką oraz panią Marią pozdrawiamy Was.
Moje adopcyjne życie… jak jest teraz
Obecnie jestem aktywna, pomagam także jako wolontariuszka. Dzięki temu, że na mojej drodze stanęły cukrzyca, dziecięce porażenie mózgowe i alkoholowy zespół płodowy, staram się żyć pełnią życia na miarę swoich możliwości. Udało mi się skończyć kurs wprowadzenia do psychologii, organizowany przez Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne i Uniwersytet Warszawski, oraz kurs pierwszej pomocy przedmedycznej.
Ukończyłam internetową szkołę o specjalności promotor zdrowia z dieto-profilaktyką. Oraz kurs edukatora cukrzycowego. W maju ukończyłam pozytywnie, kurs społecznego edukatora diabetologicznego, który daje możliwość działania w różnych środowiskach. życie adopcyjne jest teraz po śmierci naszego ukochanego Taty jest trudniejsze, bo po prostu strasznie brakuje mi jego listów na moje wpisy i ojcowskiej relacji. To właśnie są dwa oblicza adopcji – Z wami ciężko, ale dzięki wam lżej”.
Obchody 18 rocznicy przybycia Ewy do naszej rodziny.
Początek tygodnia w radosnej atmosferze, ponieważ właśnie dziś mija 18 rocznica przybycia do naszej rodziny! a druga okazja to dziś są również imieniny naszej Julki… Podwójne święto o wielkim znaczeniu, że adopcja ma sens, a miłość nie zna granic! A wszystko zaczęło się tak: Kasia miała dla nas taki przekaz, że tak wiele z nią osiągnęliśmy, że byłoby grzechem to zmarnować. Ona chciała oddać to, co dostała i włączyć się w opiekę nad kolejnym dzieckiem.
„Przełomową datą w życiu rodziny Liszcz był dzień 27 lipca 2002 r. – Zapragnęłam mieć młodsze rodzeństwo. Dawno o tym myślałam, ale jakoś nie miałam odwagi o tym marzeniu powiedzieć rodzicom. Wreszcie przyszedł odpowiedni moment. Rodzice długo zastanawiali się, w końcu ze mną było sporo roboty i zamieszania, a tu kolejne dzieci… W końcu zdecydowali się i po długim oczekiwaniu dostaliśmy propozycję wzięcia dwóch dziewczynek – rodzonych sióstr: Ewy i Julii. Po długiej naradzie rodzinnej postanowiliśmy zaadoptować te dziewczynki. W dniu 27 lipca 2002 r. tatuś z moim starszym bratem Pawłem zabrali Ewę z domu dziecka w Szymonowie. Ja z mamą czekałyśmy na nich w domu. Usiedliśmy do wspólnej kolacji, a potem pomogłam wykąpać Ewę i czytałam jej na dobranoc „Kołaczyka”. Czułam się w tym momencie bardzo szczęśliwa. Dwa tygodnie później pojechałam z rodzicami po Julię.”
Dziś od tej pory minęło dokładnie 18 lat! Do tej pory jestem najszczęśliwszą starszą siostrą dla Ewy i Julki… Ten przykład pokazuje jak miłość może przenosić góry i pomagać w pokonywaniu codziennych trudności! Jestem przekonana, że tatuś nasz w niebie, też świętuje razem z nami tę wyjątkową rocznicę
A popołudnie dalej obfituje w świętowanie z okazji rocznicy byliśmy razem z Ewą, Julką i Michlem oraz mamą na świątecznym obiedzie… W „Piekusiu”. Była to super okazja do spędzenia wyjątkowych chwil ze sobą, rozmowy i wspomnień o Tacie
Wieczór na bogato w super towarzystwie, koleżanek Julii i Ewy Anety i Edyty.
Czy warto adoptować??
Często spotykam się z takim stereotypem, że nie warto adoptować… Moim zdaniem z moich wieloletnich doświadczeń przeżytych w naszej rodzinie, uważam, że mieć dzieci adoptowane to najpiękniejsze co mogło nas w życiu spotkać… zarówno z perspektywy dzieci jak i naszych rodziców – to jest właśnie ku pokrzepieniu: oblicza dwóch spojrzeń na adopcję.
Pomaganie innym daje mi tak wiele radości, tylko to, co robię dla innych, jest tak naprawdę ważne. To pozwala mi czuć, że jestem komuś potrzebna, że ktoś na mnie czeka, a mój wysiłek, czas komuś poświęcony przynosi ulgę, uśmiech, zadowolenie. Szczęście różnie się objawia, ja swoje znalazłam.! W tym co robię na co dzień!
A przesłanie na dziś – Z wami ciężko, ale dzięki wam lżej – Autor śp. Krzysztof Liszcz.
Artykuł napisała Katarzyna Liszcz, córka adopcyjna od 2 roku życia w rodzinie Państwa Liszczów
Zdjęcia pochodzą z prywatnego archiwum Państwa Liszcz, grafiki wykonała Katarzyna Liszcz
Wywiad z Krzysztofem Liszcz w programie „Kultowe Rozmowy”
Zapraszamy do publikacji Katarzyny Liszcz:
Życie na pompie insulinowej – NORMALNOŚĆ Katarzyny Liszcz
https://rampa.net.pl/zycie-na-pompie-insulinowej-normalnosc-katarzyny-liszcz/
Edukacja diabetologiczna. Katarzyna Liszcz- szansa na zostanie edukatorem w cukrzycy
Katarzyna Liszcz – Nadzieja umiera ostatnia, życie z FAS
https://rampa.net.pl/katarzyna-liszcz-nadzieja-umiera-ostatnia-zycie-z-fas/
O ojcowskich opowiadaniach – Jak piękno rodzi się w sercu, odbija się w oczach i żyje w uczynkach!
Pingback: Literacko Ku Niebu - wspomnienie o Tacie Krzysztof Liszcz
Pingback: Adopcja i wspomnienia z domu dziecka - jak przepracować traumy?