Wśród gryzipiórków, cz. 3

      Tak więc trzy chomiki w niespełna dwa miesiące zaczęły hasać po chomiczych zielonych pastwiskach. W odróżnieniu do nich – byli właściciele nie hasali, tylko zachodzili w głowę, jak mogło do tego dojść. Przy okazji smutkując na wspomnienie szybkich, nieoczekiwanych pożegnań.

      Żona Ania już wcześniej, przy okazji każdego chomika, zachodziła do sklepu zoologicznego, żeby podpytać, co może być przyczyną podupadających na zdrowiu stworzeń. Oczywiście usłyszała, że to ich, aktualnych właścicieli, wina. A to na pewno nie taką wodę podawaliśmy, a to za szybko lub za dużo mokrego jedzenia, a to może ziarna nie te. Jednak Żona Ania już jako dziecko miała do czynienia z gryzoniami, lecz nie miała za to nigdy tylu problemów z owym małym tałatajstwem. Przyglądała się więc niemrawym istotkom w sklepie, zaglądała za szybę akwarium i w końcu zapytała, czy aby jej chomiki nie nabawiły się choroby mokrego ogonka, bo na to by wyglądało. Doczekała się obruszenia i niechęci podgryzającego nie wiadomo co (zawsze coś miał w buzi i rozgryzał przednimi zębami) właściciela. I – naturalnie – jeżeli cierpiały na jakąkolwiek chorobę, to z winy tych, którzy się nimi zajmowali. Żona Ania pokręciła nosem i wyszła. Zdawała sobie sprawę, że żywotem chomików można się nie przejmować, bo i weterynarze nie przywiązują wagi do tych małych stworzeń (tak, miała możliwość się przekonać), ale obojętność ogólna właściciela zoologicznego przybytku rozdrażniła ją mocno.

      Po jakimś czasie odwiedziła sklep znowu i stwierdziła, że nie ma tam już żadnego chomika. I potem przez długi czas nie było. Tak, mogła uznać, że jej przewidywania się sprawdziły niestety. Właściciel miał zarażoną hodowlę (albo raczej pomieszczenia dla chomików).

      Tak czy owak – byliśmy gotowi na nowego kumpla. Broń Boże ze znajomego sklepu (chociaż wtedy jeszcze właściciel nie zrobił czystki). Ruszyli do innego; stał niemal po drugiej stronie miasta. Byli tam już wcześniej, żeby się rozejrzeć. Za pierwszym razem, gdy wpadli na pomysł posiadania chomika, wpadli też do każdego możliwego, czyli dwóch w mieście, sklepu z takąż zwierzyną. Tam też narodziła się historia Rubina.

      Rubina, którego nigdy nie mieliśmy. I do tej pory nie mamy.

Dodaj komentarz

Wordpress Social Share Plugin powered by Ultimatelysocial