Ponad połowa pacjentów gubi kartki ze wskazaniami lekarza, a jedna piąta nie otrzymuje informacji na temat stosowania leku. Z kolei dołączane do leków ulotki dla wielu okazują się zbyt długie i niezrozumiałe. Z pomocą przyjdą im lekolepki – piktogramy, które podpowiedzą, kiedy przyjmować lek, z czym go nie łączyć i jak przechowywać.
21 proc. pacjentów nie otrzymuje od lekarza żadnej informacji na temat stosowania leku, a 52 proc. gubi kartki z uzyskanymi wskazaniami – wynika z badań przeprowadzonych przez magistra farmacji Piotra Merksa z Collegium Medicum UMK – członka brytyjskiego Królewskiego Stowarzyszenia Farmaceutycznego. Sprawy nie ułatwiają dołączane do lekarstw ulotki, które często okazują się zbyt długie i niezrozumiałe. "Wielu pacjentów wcale nie czyta ulotek, a nawet jeśli przeczytają, to są przerażeni i nie biorą leku" – mówi PAP Piotr Merks, który przez 10 lat badał problem nieprawidłowego przyjmowania leków.
Pewnie każdemu z nas zdarzyło się wyjść z gabinetu lekarskiego z receptą, na której widniało kilka leków. Dobrym przykładem terapii, w której stosuje się dwa antybiotyki jest leczenie wrzodów wywołanych przez bakterię Helicobacter pylori. Jeden z tych antybiotyków bierze się w trakcie jedzenia, a drugi na pusty żołądek, czyli godzinę przed jedzeniem lub godziny po jedzeniu. Trzeci lek – ułatwiający działanie antybiotyków i zmniejszający nadkwasotę żołądka – podaje się 30 minut przed jedzeniem. "Z punktu widzenia przyjmowania leku to bardzo istotne. Jeśli przyjmuje się te leki w odpowiednim czasie, to nie dostarczą one działań niepożądanych np. biegunki" – wyjaśnia rozmówca PAP.
Tymczasem lekarz jednemu pacjentowi może poświęcić z reguły bardzo mało czasu, a wizyta u lekarza sprowadza się często do zalecenia farmakoterapii. "Kwestia informowania pacjentów o dawkowaniu leku traktowana jest w Polsce dość luźno. Dlatego bardzo ważne, aby działania, które pomogą w prawidłowym przyjmowaniu leków podejmowali farmaceuci. Statystyki pokazują, że farmaceuci dziennie >>widzą<< 2 mln pacjentów, jest to kilkanaście razy więcej niż lekarze" – podkreśla.
"Pewnego razu podczas rodzinnej kolacji rozmawialiśmy o tym, jak skomplikowane i nieczytelne są ulotki dołączane do lekarstw. Mówiłem bliskim o tym, że w metrze w Mexico City komunikaty mają formę obrazków, a w Finlandii strzykawki oznaczane są kolorami. Wtedy pomyślałem, czy nie można połączyć tych pomysłów i stworzyć takie proste kolorowe obrazkowe etykiety na leki" – mówi Merks. W ten sposób wpadł na pomysł opracowania swoich lekolepek.
Opracował 33 piktogramy, które podzielił na trzy kategorie. "Mamy np. oznaczenia, które optymalizują lek wskazując, że musi być przyjęty przed jedzeniem, na pusty żołądek, a nawet – w przypadku leków przeciwgrzybiczych – po tłustym jedzeniu. Drugi rodzaj to piktogramy mówiące o tym jak często, ile razy dziennie przyjmować lek. Trzecia grupa piktogramów wskazuje na właściwy sposób przechowywania leku. Dobrym przykładem może być insulina, którą pacjenci często wkładają do zamrażarki, przez co potem nie nadaje się ona do użycia. Kolejnym są leki przeciwzakrzepowe. Nie powinno się ich przechowywać w lodówce, tymczasem informacja na opakowaniu: przechowuj w temperaturze poniżej 25 st. powoduje, że pacjenci właśnie tam ją wkładają" – opisuje rozmówca PAP.
Finalnie w puli ma znaleźć się 55 piktogramów. Każdy z nich będzie kolorową naklejką o wymiarach 25 mm na 1 cm. Na każdej znajdzie się obrazek i tekst pisany. Naklejki nie będą przyporządkowane do konkretnego leku, tylko substancji czynnej jak np. paracetamol, ibuprofen.
Pierwsze lekolepki gotowe były już w 2011 roku. Piotr Merks przygotował je samodzielnie w domu. W 2013 roku za pierwszy niewielki grant przeprowadził badanie pilotażowe w podwarszawskim Radzyminie. "Nalepiłem blisko 9 tys. takich lekolepek. Efekt był fantastyczny, bo udowodniłem, że dzięki nim pacjenci popełniają znacznie mniej błędów przy przyjmowaniu lekarstw" – tłumaczy.
W końcu projektem zainteresował się gdański fundusz kapitałowy Black Pearls VC. Na bazie pomysłu stworzył spółkę Piktorex, dla której pozyskał 1 mln zł z programu BRIdge Alfa prowadzonego przez Narodowe Centrum Badań i Rozwoju. Kierownikiem projektu został Piotr Merks, który za pół roku chce przedstawić rezultat prac Ministerstwu Zdrowia.
Na razie we współpracy ze Szpitalem Dziecięcym w Ottawie prowadził badania, które umożliwiają ocenę piktogramów. "Walidacja jest najważniejsza, bo każda populacja czyta obrazki zupełnie inaczej. Niemiec nie zrozumie tego, co pokażę Polakowi, Hindus zrozumie to jeszcze inaczej, a Chińczyk wcale" – mówi. Ostatnim etapem prac będzie badanie użyteczności piktogramów, aby zobaczyć jak pacjenci odpowiadają na lekolepki.
Dla swojego pomysłu Piotr Merks uzyskał już patronat Konfederacji Farmaceutycznej – największej instytucji na świecie, która zajmuje się standaryzacją opieki farmaceutycznej i usług farmaceutycznych; Królewskiego Towarzystwa Farmaceutycznego w Wielkiej Brytanii, Polskiej Izby Aptekarskiej oraz pozytywne stanowisko Urzędu Rejestracji Leków.
Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl