Rozumiemy się bez słów

Wszyscy jesteśmy niepełnosprawni. Albo jak kto woli, wszyscy umiemy robić coś lepiej, a coś gorzej, z powodu pewnych ograniczeń. Każdy je ma. Jeden nie chodzi, drugi nie słyszy, trzeci nie umie pływać, czwarty malować, a piąty kochać. Każdy bez wyjątku za to jest sprawny w czymś innym, ma coś, dzięki czemu może żyć w pełni i bez czego świat byłby uboższy, co sprawia, że wszyscy potrzebujemy siebie nawzajem. Chciałbym tu opisywać czasem historie, które to pokazują.

Parę miesięcy temu byłem w kinie. Tytuł filmu nic mi nie mówił, ale znajomi namawiali, że warto. Poszedłem i zobaczyłem jeden z tych filmów, po których wychodzi się wzruszonym, mądrzejszym i może trochę lepszym człowiekiem.

„Rozumiemy się bez słów” to historia pewnej rodziny z francuskiej prowincji. Bardzo zwyczajnej, w której radość i dramat mieszają się w proporcjach nieprzewidywalnych, jak w życiu każdego i każdej z nas.

W pierwszych scenach widzimy matkę w kuchni przygotowującą śniadanie, wkrótce zbierają się przy stole wszyscy domownicy: mąż-ojciec , córka i syn. Rodzinka na pierwszy rzut oka wesoła, nawet zwariowana. Zresztą jeszcze nieraz będziemy pękać ze śmiechu przy różnych scenach z ich życia (polecam kłótnię męża z żoną w obecności lekarza, co do częstotliwości współżycia seksualnego) . Ale na razie dopiero ich poznajemy przy śniadaniu i ze zdumieniem odkrywamy, że w tej rodzinie słyszy tylko szesnastoletnia Paula, pozostali są niesłyszący – jej matka, jej ojciec i jej brat. Toteż dla Pauli język migowy jest tak zwyczajny jak naturalny. Spokojnego, ale pełnego radości farmerskiego życia rodziny zdaje się nic nie jest w stanie zakłócić. A jednak… Paula w szkole trafia do chóru, a wkrótce zauważa ją nauczyciel. Dostrzega w niej wyjątkowy talent wokalny. Namawia ją do pobierania indywidualnych lekcji śpiewu. Dziewczyna nie mówi o tym rodzicom, w sumie nie wiadomo dlaczego, jakby się wstydziła wobec ich głuchoty. Chodzi na lekcje. Nauczyciel namawia ją najpierw do solowego występu na szkolnym przedstawieniu. Ale też przekonuje, żeby poświęciła się muzyce i śpiewowi całkowicie. Chce, aby wystartowała w krajowym konkursie piosenki publicznego radia francuskiego. To może być przepustka do wielkiej kariery. Ale Paula jest rozdarta. Z pragnienia poświęcenia się muzyce i wyjechania do Paryża zwierza się w końcu matce, pełna nadziei i zapału. I napotyka kompletne niezrozumienie. Dla matki to cios, tak samo dla ojca. Odbierają zamiary Pauli jak zdradę. Wszystko tylko nie śpiew. Oni nie słyszą, to ich rozdzieli niczym mur. Kto będzie pomagał w gospodarstwie? Kto zaopiekuje się rodzicami, którzy starzejąc się będą w swoim kalectwie coraz bardziej niesamodzielni? Jak to się zakończyło – nie powiem, proszę obejrzeć film. Powiem tylko że dobrze.

Po co nam ta historia? Z różnych powodów, każdy może znaleźć swój. Myślę, że świetnie pokazuje, że nasze ograniczenia, nasza niepełnosprawność jest przede wszystkim w naszych głowach. I to bardziej niż nam się zdaje. Największym problemem niesłyszących bohaterów nie było to, że nie słyszą, ale ich myślenie, że są tak bez reszty odgrodzeni od świata, że nie mogą temu światu nic dać. Byli skoncentrowani na swoim upośledzeniu fizycznym w stopniu, który skłaniał ich do tego, by nie uznawać prawa córki do własnego życia.

Nie chodzi mi o łatwe oceny. Nie potępiam obaw rodziców Pauli, ich żalu do córki. Wiem jedynie, że zamykając się w swoim żalu straciliby więcej niż przez swój brak jednego zmysłu.

Warto podkreślić, że brak tego zmysłu jest czymś dojmującym, niepojętym dla słyszącego człowieka. W filmie mamy okazję wejść na chwilę w buty osoby niesłyszącej. Oto scena, gdy rodzice przychodzą na szkolne przedstawienie, najpierw śpiewa chór, potem na scenę wychodzi Paula z piosenkowym partnerem. Widz przygotowuje się już na ucztę dźwięków, bo wcześniej był świadkiem prób – piosenka przepiękna. Jednak właśnie w tym momencie dźwięki jakby zaczynają zapadać się pod wodę. Stają się coraz bardziej przytłumione, niewyraźne, wreszcie zapada kompletna cisza. Oglądamy występ oczami rodziców Pauli i nagle wiemy, co oni czują. Pozostają tylko obrazy: artyści poruszający ustami, ich mimika, wzruszone twarze widzów, ktoś ociera łzy. Ale nie słychać nic. Rodzice Pauli rozglądają się po sali, jakby próbując z twarzy innych ludzi zrozumieć, co się dzieje. Domyślają się, że coś pięknego, ale są bezradni. A widz razem z nimi. Dlatego choć jestem słyszący, wiem już trochę jak to jest i rozumiem reakcję niesłyszącej matki, którą córka chce opuścić i to dla muzyki, czegoś tak kompletnie abstrakcyjnego. A mimo to dostrzegam, że próbując zatrzymać córkę dla siebie rodzice Pauli tylko zwielokrotniali swoje kalectwo. Rozwój akcji w filmie pokazał też, że muzyka nie rozdzieliła murem niezrozumienia córki i jej mamy i taty. Rodzice okazali się pełnosprawni tak samo jak córka. Tylko trochę inaczej. Wszystko było kwestią ich własnej decyzji.

 

Rozumiemy się bez słów (2014)

reżyseria: Eric Lartigau

Tyt. oryg.: La famille Bélier

Dodaj komentarz

Wordpress Social Share Plugin powered by Ultimatelysocial