W 1996 r. dostał licencję żużlową, został zawodnikiem Stali Gorzów. Mówili o nim: młody, zdolny, inteligentny, zacięty. Zajdzie daleko. Dwa lata później, po maturze, regularnie już ścigał się w Ekstralidze żużlowej. W gazetach pisali, że Cegielski jak nic zostanie kiedyś mistrzem świata.
3 czerwca 2003 r. podczas meczu ligi szwedzkiej w Cegielskiego wbił się z pełną siłą motocykl puszczony przez Amerykanina Ryana Fishera. Zanim „Cegła” stracił przytomność, zdążył powiedzieć ratownikom z karetki, że nic w nogach nie czuje. Doznał poważnego urazu kręgosłupa, 12. krąg podczas wypadku obrócił się o 180 stopni. I został trwale uszkodzony. w szwedzkim szpitalu próbowali Cegielskiego (wraz z łóżkiem) pionizować. Robiło mu się niedobrze, prawie mdlał. Poza tym czuł się nieźle. Nie rozklejał się. Nie przyjmował do wiadomości, że jest sparaliżowany od pasa w dół.
Niechętnie kupił wózek. Wypasiony, stać go było. Ale o dobrych radach lekarza zapomniał. Ćwiczył, postanowił, że będzie miał stalowe mięśnie. Do tego potrzebni mu byli dobrzy rehabilitanci. Znalazł ich w Krakowie, więc wynajął mieszkanie z widokiem na kopiec Kościuszki.
W listopadzie 2010 r. na meczu koszykówki Wisły Kraków z Gorzowem poznał jedną z awodniczek Justynę Żurowską. Pod koniec 2013 roku „Cegła” zjawił się na własnych nogach na meczu Justyny rozgrywanym na stadionie Wisły. Sam mówi: "Jestem szczęśliwy, nie zamieniłbym już życia na inne. Gdyby nie wypadek, byłbym pewnie czterokrotnym mistrzem świata w żużlu, ale nie wiedziałbym, co to miłość."