Coraz bardziej rozpowszechnia się na świecie przekonanie, że choroby ciała spowodowane są w istocie "chorobami duszy". I to nie tylko choroby psychosomatyczne, lecz wszystkie choroby – również te, które medycyna klasyczna kwalifikuje jako schorzenia o podłożu organicznym.
Oczywiście nie jest to pogląd obowiązujący, można z nim polemizować, gdyż teoria ta nie jest do końca zweryfikowana naukowo. Jednak "coś w tym musi być", skoro potwierdzają go liczne obserwacje, a wielu terapeutów odnosi sukcesy w leczeniu tzw. schorzeń somatycznych – stosując metody psychoterapeutyczne (np. słynny lekarz onkolog z USA dr Simonton, który niedawno gościł w Polsce i zapoznawał ze swoimi metodami terapeutycznymi). Równocześnie w badaniach psychologicznych i metodycznych stwierdzono, że osoby o określonym typie osobowości częściej zapadają na określone choroby, a także, że stres psychologiczny jest jednym z potężnych czynników ryzyka w zachorowalności na wszystkie schorzenia.
Dwaj niemieccy terapeuci – Thorwald Dethlefsen i Rudiger Dahlke – uważają, że w istocie chory nie jest niewinną ofiarą, lecz nieświadomym sprawcą swojej choroby. W takim ujęciu na pierwszy plan wysuwa się metafizyczny aspekt "bycia chorym". Symptomy widziane od tej strony, okazują się cielesnymi formami wyrazu konfliktów psychicznych, a poprzez swą symbolikę wskazują każdorazowo problem pacjenta.
Czytaj więcej na http://kobieta.interia.pl