Lata młodości pewnie każdemu kojarzą się z wolnością. Pierwsze imprezki. Może nocne ,,szwędanie się”. U mnie wyglądało to nieco inaczej. Jak? Zapraszam Was do lektury!
Jak wyglądała moja młodość?
Ja swoją młodość spędziłam w Konstancinie, w liceum przyszpitalnym. Może i nie była to młodość najbardziej szalona, ale była to dla mnie jedna, duża lekcja życia. A i dobrze zabawić się też się zdarzało.
Wagary? No, hm… wystarczyło trochę pokombinować i raz, czy dwa zamiast na lekcjach, ,,bibałam sobie” w pokoju. Nie mogłam powłóczyć się samodzielnie po mieście albo pójść – nie licząc studniówki – na nocną imprezę.
Co dało mi liceum w Konstancinie?
Za to mogłam wreszcie poczuć się częścią grupy, klasy. Po wielu latach nauczania indywidualnego to była… nauka życia w grupie. Nie obcy mi był bunt i łamanie regulaminu. W szkole ogólnodostępnej byłabym jedyną uczennicą z niepełnosprawnością: O polonezie na studniówce z pewnością mogłabym tylko pomarzyć – w Konstancinie tańczyłam poloneza.
Dlaczego właśnie tą szkołę wybrałam?
Po latach czasem słyszę opinie obcych ludzi, że nie mieści się nim w głowie, jak mogłam nie pójść do szkoły ogólnodostępnej. Mogłam. Ale wówczas o zasmakowaniu wolności mogłabym tylko pomarzyć. Nie dałabym rady samodzielnie dojechać do liceum, więc zawoziliby mnie i odbierali rodzice, bo z mojej wsi do żadnego miasta samodzielnie nie dojadę. Nie mogłabym zaszaleć z rówieśnikami.
Jak zyskałam pewność siebie i poczucie wolności?
A w Konstancinie pomimo różnych zakazów, potrafiliśmy szaleć i używać życia. W konstańciskiej szkole weszłam w dorosłość. Pojechałam tam, jako wystraszona szesnastolatka, a po ukończeniu liceum byłam pewniejsza siebie. Zawdzięczam to moim koleżankom i kolegom. Kadrze szkolnej i pracownikom oddziału.
Czasem to czego boimy się najbardziej, okazuje się być prezentem od losu.
Opracowanie wpisu: Katarzyna Taras