Bośnia i Hercegowina to jedno z ostatnich państw, gdzie jeszcze nie zawitała tzw. turystyka masowa. Można dzięki temu poczuć tam większą swobodę, w porównaniu z sąsiadującą Chorwacją. Możliwe, że przyczynia się do tego niewielki, bo kilkunastokilometrowy dostęp do morza, jednak dla tych, którzy szukają orientalnych klimatów jest to alternatywa godna polecenia. Dodatkowo BiH jest atrakcyjna cenowo w porównaniu chociażby z Polską, co daje komfort podróżowania i smakowania nie tylko z użyciem podniebienia. W Bośni i Hercegowinie widać wciąż ślady ostatniej wojny i czuć w mieszkańcach niezagojone rany. Raz na jakiś czas widać zniszczone budynki i ślady po pociskach, a na koszulkach noszonych przez mieszkańców można zauważyć napisy świadczące o żywej pamięci tamtych czasów.
W Bośni i Hercegowinie byliśmy już kilka razy, a licząc każde przekroczenie granicy, chociażby na nadmorskim odcinku w okolicy Neum, rozdzielające Chorwację na dwie części, to nawet kilkanaście. Żeby dostać się do perły Adriatyku – Dubrownika, będąc w północnej Dalmacji, trzeba przejechać przez niewielki fragment Bośni i Hercegowiny. Po zaliczeniu drogi powrotnej można już czuć się rutyniarzem w przekraczaniu bośniackiej granicy.
Pierwszy raz zawitaliśmy do Bośni i Hercegowiny, gdy pojechałem w 2011 roku z moim niepełnosprawnym przyjacielem Sławkiem na konferencję. Można powiedzieć, że to była nasza pierwsza wspólna długa wyprawa, zanim jeszcze pojechaliśmy na Przylądek Północny. Był to jednak ostatni wspólny wyjazd w tak ciepłe rejony świata, bowiem Sławek lepiej znosi skandynawskie chłodniejsze klimaty. Mieszkaliśmy wtedy w Banja Luce, ale nie omieszkaliśmy zrobić objazdówki aż do Chorwackiej Dalmacji. Wracając przez Počitelj, pierwszy raz usłyszałem śpiew muezina. Nie zapomnę tej zaczarowanej chwili, gdy w tym średniowiecznym mieście, opustoszałym od turystów, mogłem się przez chwilę poczuć jak w innym świecie. Podobne wrażenie miałem, gdy na chwilę, późną nocą zawitaliśmy do Mostaru. Byliśmy zmęczeni podróżą, ale łapałem wszystkimi zmysłami ten orientalny klimat, ponieważ nie mieliśmy wtedy za wiele czasu. To wtedy zrodziła się myśl, że tutaj wrócę, aby na spokojnie zwiedzić te miejsca.
Południową część BiH zwiedziliśmy, będąc w 2014 roku w Chorwacji. Był to jednodniowy wypad, ale udało nam się oprócz powtórki Počitelj zwiedzić Medjugorje oraz pobliskie przepiękne Wodospady Kravica.
Na dłużej pojechaliśmy do Bośni i Hercegowiny w 2016 roku, już z pewnym postanowieniem, że tym razem zwiedzimy ten przepiękny kraj na spokojnie, zatrzymując się tam, gdzie zachęci nas kieszonkowy przewodnik. Oczywiście jeszcze przed wyprawą mieliśmy nakreślony plan, że tym razem zwiedzimy Sarajewo, Jajce, Mostar i Blagaj. Tak też się stało. Wspomnienia były na tyle intensywne, że wróciliśmy do BiH w 2017 roku. Zwiedziliśmy większość znanych nam miejsc, dogłębniej je penetrując, a dodatkowo zapuściliśmy się w dzikie i piękne góry, zdobywając najwyższy szczyt Maglić.
Wędrując od północy od granicy z Chorwacją można zatrzymać się w Banja Luce. Stolica Republiki Serbskiej jest drugim po Sarajewie miastem Bośni I Hercegowiny. Liczy około 240 tys. mieszkańców. Ze względu na bogate źródła termalne Banja Luka rozwija się jako uzdrowisko. Nie zachwyca swą architekturą, ale są miejsca, które warto zwiedzić chociażby średniowieczną twierdzę Kastel z XIV w. , zbudowaną tuż nad rzeką Vrbas.
Koniecznie trzeba zwiedzić meczety, chociażby bogaty w cytaty z Koranu meczet Arnaudi, czy tez najcenniejszy zabytek – meczet Ferhadija z trudem odbudowany po wojnie.
Ostatecznie meczet został odbudowany dopiero w 2016 roku, więc od niedawna można podziwiać go w całej okazałości zarówno z zewnątrz, jak i wewnątrz. Dla kobiet zbytnio odkrytych w upalny dzień, są do wypożyczenia okrywające chusty.
Niestety po trzęsieniu ziemi, jakie nawiedziło miasto w 1969 roku, jak i po wojnie, większość zabytków została częściowo zniszczona. Banja Luka jest położona nad rzeką Vrbas, która płynie przepięknym kanionem.
Kanion rzeki Vrbas to nie tylko atrakcyjne miejsce dla amatorów raftingu, wędkarstwa czy wspinaczki górskiej, sam przejazd kanionem wzdłuż rzeki jest niezapomnianym przeżyciem, a dane nam było przejechać przez niego już trzykrotnie. Szczególnie początkowe odcinki tej wąskiej, krętej drogi, niekiedy wykutej w skale, dostarczały dużych emocji. Zdarzyło się nawet, że na zakręcie samochód ciężarowy zaklinował się w skale, tarasując drogę. Na szczęście takie przypadki zdarzają się rzadko i tylko mniej doświadczonym kierowcom.
Jadąc od Banja Luki, na południe drogą M16 po około 70 kilometrach, mija się Jajce. Za pierwszym razem podziwialiśmy miasto z auta. Zapamiętałem wtedy bardzo ciekawe położenie, tak jakby domy rozłożone były na wzgórzu w kształcie jaja. Podobno właśnie od tego miasto nosi swą nazwę.
Kolejnym razem (2016 i 2017 r.), gdy przejeżdżaliśmy tą trasą, zaplanowaliśmy zatrzymać się tutaj na dłużej. Wiedzieliśmy z przewodników, że musimy w pierwszej kolejności poszukać wodospadu. Widok jaki na nas czekał był z tych zapierających dech w piersi. 27 metrowy Plivski Wodospad można podziwiać zarówno z górnego, jak i dolnego tarasu. Aby wejść na dolny taras, trzeba wnieść niewielką opłatę, ale warto poczuć bliskość tej potęgi, nie tylko w postaci huku, ale i odczucia chłodu, który przynosi ulgę w upalne dni. Wodospad jest położony pomiędzy starówką a główna drogą M16 w miejscu, gdzie rzeka Plivie łączy się z Vrbas. Dojście do niego zajmuje zaledwie kilka minut, przez co można odwiedzać to miejsce o każdej porze dnia i nocy, szczególnie, że jest po zmroku oświetlone.
Mimo że Jajce jest enklawą chorwacko-katolicką, to i tutaj są meczety, i można wsłuchiwać się w śpiew muezina, uświadamiając sobie, że jest się już w innej orientalnej kulturze. Koniecznie należy wyjść na sam wierzchołek jaja, gdzie położona jest twierdza. Spacer po murach i przepiękny widok na okoliczne góry warte są wysiłku.
Starówka jest mieszaniną starej i nowej architektury. Wędrówkę można rozpocząć, wchodząc jedną z dwóch bram: południową Travnik lub połnocną Banja Luka. Warto zasiąść w jednej z wielu restauracji i zakosztować tutejszych smaków. Warta polecenia jest restaurację tuż przy bramie Travnik, gdzie oprócz serwowanych oryginalnych dań można usiąść w towarzystwie rdzennych mieszkańców, łapiąc tutejszy klimat.
Warto zatrzymać się przy Mitreum – świątyni ku czci perskiego boga Mitry, który czczony był przez rzymian między II a V w.n.e. Jest to jedyny taki obiekt na terenie kraju. Osłonięty jest niewielkim oszklonym pawilonem i można go obejrzeć bez konieczności zgłaszania się do muzeum etnograficznego.
Kilka kilometrów powyżej Jajce znajduje się Plivskie Jezero, które jest miejscem wypoczynku dla okolicznych mieszkańców.
Nad jeziorem znajdują się zbudowane w czasach osmańskich stare młyny, które są też polecane jako duża atrakcja turystyczna. Jest ich 20 i tworzą barierę między małym i dużym jeziorem Pliva. Spacer kładkami pomiędzy młynami schowanymi wśród drzew jest miłym wytchnieniem w upalny dzień.
Jadąc dalej na południe, wpadliśmy za pierwszym razem w pułapkę nawigacji samochodowej, a dokładnie mojego niedbalstwa, bowiem nie przeanalizowałem wcześniej trasy. Z perspektywy czasu inaczej to wygląda, ale nie było mi do śmiechu, kiedy nawigacja „przeciągnęła” nas skrótem przez okoliczne góry. Kilkuset metrowy podjazd krętymi drogami to jeszcze nic… można to zaliczyć do atrakcji, najgorsze, że droga była w coraz gorszym stanie, aż zaczęła się szutrówka. Kiedy zastanawiałem się nad odwrotem, pojawił się asfalt nawet z wymalowanym pasem pośrodku. Odetchnąłem z ulgą, myśląc, że to droga, która prowadzi do miejscowości, do której mamy dojechać.
Po kilku kilometrach zjazdu, gdy byliśmy po drugiej stronie góry, okazało się, że i ten asfalt się skończył, zamieniając się najpierw w szutrówkę, aż w końcu w drogę, która wymagała napędu 4×4. Najciekawsze było to, że na krzyżówce dróg leśnych były postawione drogowskazy. Postanowiłem nie ryzykować i zawróciłem do Jajce tą samą drogą, tym razem dokładnie ustalając trasę na nawigacji. Ale i takie historie tworzą niepowtarzalny bośniacki klimat.
Jadąc w kierunku Sarajewa, można zatrzymać się w miejscowości Visoko, w której odkryto tzw. bośniackie piramidy. Pobliskie zarośnięte drzewami wzniesienia swoim kształtem przypominają te z Egiptu czy też Meksyku. Noszą nazwę piramidy Słońca, Księżyca i Smoka. Prowadzone są tam od lat prace archeologiczne, ale mimo to wytyczono ścieżki na punkty widokowe. Jednak najkorzystniej widać piramidy z dalszej odległości, chociażby przejeżdżając pobliską autostradą.
c.d.n.
Fot.: Tomasz Kudasik
więcej na: tomaszkudasik.pl