Kolejnym, większym już miastem, które stanęło nam na drodze było Sarajewo – stolica Bośni i Hercegowiny. Pierwsze wrażenie po wjechaniu do miasta nie było korzystne. Przeważnie unikamy wielkich aglomeracji. Dodatkowo zniechęciły nas kłopoty ze znalezieniem noclegu. Stwierdziliśmy, że zwiedzimy tylko starówkę i pojedziemy dalej, ale traf sprawił, że w ostatniej chwili udało nam się znaleźć atrakcyjny nocleg, kilkaset metrów od starówki. Mogliśmy zatem podziwiać to miejsce do woli. Sarajewo bowiem było i jest uważane za najbardziej orientalne miasto kontynentalnej Europy. Na niewielkiej powierzchni znajduje się kilka meczetów, a z minaretów pięć razy na dobę można usłyszeć śpiew muezinów, co prowadziło nas za każdym razem w inny świat. Najbardziej okazałym w Sarajewie, jak i w całym kraju jest XVI wieczny meczet Gazi Husrev-bega 45 metrowym minaretem. Tuż obok meczetu znajduje się Sahat kula (wieża zegarowa) z XVI wieku, która wraz z minaretem góruje nad miastem.
Po starówce można powoli spacerować wąskimi uliczkami, pomiędzy straganami oferującymi towary, począwszy od orientalnych owoców i warzyw, a skończywszy na oryginalnych wyrobach. Nie da się ominąć Głównego Rynku (Baščarŝija) na którym stoi charakterystyczna studnia (Sebilj) – jest to drewniana ośmiokątna konstrukcja, z której można napić się wody, a powiedzenie mówi, że kto zaczerpnie wody z tej studni nigdy nie zapomni Sarajewa. Jest to ulubione miejsce spotkań mieszkańców. Takich studni za czasów osmańskich było wiele i służyły m.in. do ablucji tuż przed modlitwą.
Z placu blisko jest do meczetów Baščaršijska džamija oraz Čekrekči džamija. Warto zwiedzić w niższej części placu inny kryty targ z czasów osmańskich – Brusa bezistan – przykryty sześcioma kopułami, w którym mieści się Muzeum Historyczne Sarajewa.
Jednak by całkowicie zatracić się w zakupach można zwiedzić Dugi bezistan (Gazi Husrev begov bezistan) – pasaż handlowy o długości 110m z XVI wieku, który do dzisiaj pełni nadal swoją funkcję. Starówkę zwiedzaliśmy o wszystkich porach, starając się trafić na czas modlitw. Muzułmanie modlą się pięć razy dziennie: o wschodzie słońca, około południa, następne modlitwy są około godziny 15, o zachodzie słońca i dwie godziny później. Klimat starówki to nie tylko śpiew muezinów, ale też stroje muzułmańskich kobiet (które przypominają, że jest się w orientalnym miejscu), niekiedy kontrastujące ze swobodnym ubiorem mężczyzn, szczególne widoczne jest to w upalne dni.
W Sarajewie byliśmy dwukrotnie w 2016 i 2017 roku. Za drugim razem dotarliśmy do wyższej części miasta i do Żółtego bastionu (Žuta tabija), z którego rozpościera się piękny widok na miasto.
Idąc do bastionu, przechodzi się przez cmentarz poległych w czasie oblężenia Sarajewa. Biała „rzeka” nagrobków spływająca spod bastionu robi wielkie wrażenie.
Szacuje się, że w czasie oblężenia Sarajewa zginęło lub zaginęło 10 tysięcy ludzi w tym ponad 1,5 dzieci. Poświęcony jest im pomnik Dzieci Sarajewa, w którym odlano w metalu setki małych stópek oraz wyryto nazwiska wszystkich ofiar. Miejsce, które przypomina o bezsensowności wszelkich wojen na świecie.
Mimo że Sarajewo wraz z Chorwackim Splitem są największymi miastami leżącymi w paśmie Gór Dynarskich, to jednak dopiero po przejechaniu kilkudziesięciu kilometrów na południe, można było odczuć potęgę tych gór. Podobnie jak kiedyś, gdy jechałem przez norweskie góry z rodziną, obiecałem sobie, że wrócę tam z bratem, aby zatracić się wyłącznie w wysokogórskich przygodach, tak i wtedy pomyślałem, że warto tu przyjechać z takim zamiarem. I tak też się stało. W czasie ostatniej wyprawy w 2017 roku zdobyliśmy najwyższy szczyt Bośni i Hercegowiny – Maglić (2385 m n.p.m.).
Maglić leży w Parku Narodowym Sutjeska, będącym najstarszym parkiem w BiH. Znajduje się w południowo-wschodniej części kraju, na granicy z Czarnogórą. Najdogodniejszą bazą wypadową jest wioska Tjentište. Stoi tutaj pomnik z czasów Tito (upamiętniający jedną z ważniejszych bitew II wojny światowej) – dawniej obowiązkowe miejsce do zwiedzania przez wycieczki szkolne z czasów byłej Jugosławii.
W Tjentište jest kemping z wielkim uregulowanym zalewem, przeznaczonym do kąpieli oraz hotel, w którym można załatwić wszystkie formalności.
Z Tjentište na Maglić jest około 1800 m przewyższenia. Istnieje jednak możliwość podjechania do górnego parkingu na polanie Lokva Demečišta lub Prijevor. Droga jest niestety w kiepskim stanie, szczególnie po ulewach i istnieje ryzyko uszkodzenia zawieszenia, jeśli chce się wyjechać samochodem osobowym. Takie informacje zdobyliśmy zanim tam dojechaliśmy. Mieliśmy dużo obaw, czy nasz pomysł zdobycia szczytu zakończy się sukcesem, bowiem wśród uczestników byli mniej zaprawieni w boju i wędrowanie z Tjentište mogłoby być zbyt długą wycieczką. Dwudniowa wyprawa z noclegiem w górach, tym razem nie wchodziła w rachubę. Pierwsze wiadomości na miejscu nie były optymistyczne. Droga w kiepskim stanie, ale gdy dowiedzieliśmy się, że w hotelu można zamówić transport autem 4×4 od razu powiało optymizmem. Koszt takiej przyjemności wyniósł tylko 40 euro za 6 osób w obie strony. Dnia następnego stawiliśmy się na umówioną godzinę i pracownik parku wywiózł nas kilkaset metrów w górę, jadąc ponad godzinę na polanę Lokva Demečišta, skracając znacznie dystans. Mieliśmy jednak do pokonania jeszcze około 900 metrów przewyższenia i musieliśmy się spieszyć, ponieważ umówiliśmy się, że kierowca przyjedzie po nas o konkretnej godzinie na parking Prijevor po drugiej stronie góry.
Szlak był dobrze oznakowany. Przebiegał w przeważającej części po stronie Czarnogóry, ale nie było żadnych problemów z przekroczeniem naturalnej granicy. Był niekiedy stromy z zabezpieczeniami. Na wierzchołku znajduje się słup pomalowany w serbskie barwy oraz serbska flaga. Poniżej wierzchołka tablica z portretem Tito.
Wracaliśmy dłuższym szlakiem przez jezioro Trnovačko znajdujące się po stronie czarnogórskiej.
Pamiętam 600-metrowe zejście po piargowym szlaku, kiedy jezioro zachęcało swym turkusowym kolorem, aby się w nim schłodzić, ale za żadne skarby nie chciało się przybliżać, mimo mozolnie ubywających metrów.
Góry są przepiękne, dzikie, a turystów niewielu. Daje to możliwość poczucia gór bez większych zakłóceń. Do Bośni i Hercegowiny można praktycznie przyjechać wyłącznie w góry, ale byliśmy głodni też innych wrażeń i widoków, dlatego po zdobyciu szczytu, pojechaliśmy w dalszą podróż. Mieliśmy do zdobycia Vrh Dinare, najwyższy na Chorwacji, więc czekało nas jeszcze wiele przygód.
c.d.n.
Fot.: Tomasz Kudasik
więcej na: tomaszkudasik.pl