Czasem się jeszcze zdarzy, iż ludzie zdrowi traktują stereotypowo osoby z „pakietami szczęścia”. Ten stereotyp, niekiedy też tego, że osoby patrzące na świat z perspektywy wózka inwalidzkiego, raczej nie mają „koników”.
Każdy może mieć pasje
A nawet moim zdaniem powinien je mieć, są one niekiedy odskocznią od codziennych obowiązków, są też po to, by mówiąc wprost nie zwariować. Bywają też niczym innym, jak poszerzeniem własnych horyzontów. Więc nie rozumiem podejścia, niektórych zdrowych osób do tego, że skoro jest się posiadaczem „pakietu szczęścia” to, nie można uprawiać danego sportu, czy być np. pasjonatem fotografii.
Właśnie osoby z „pakietami szczęścia” powinny (a nawet muszą) mieć pasje, które będą dla nich odskocznią od często szarej codzienności oraz dzięki nim, będą poszerzać swoje horyzonty i przekraczać swoje wewnętrzne granice (wyjeżdżając np. na koncert czy mecz). A tym samym znaleźć sposób na to, by ubarwić, niekiedy szare życie. I nie jest powiedziane, że jeśli np. nie możesz uprawiać danego sportu to, nie możesz być jego pasjonatem – ja jestem tego żywym przykładem!
Jestem zakochany w… siatkówce i dobrze mi z tym
Pewnie pomyślicie motylki w brzuchu i te sprawy, nie nic z tych rzeczy. Moje zainteresowanie siatkówką zaczęło się od oglądania meczów naszych „Orłów” w rozgrywkach ówczesnej Ligi Światowej. W czasach, kiedy to nasi biało-czerwoni głównych ról, nie odgrywali, a o sile naszej reprezentacji stanowili tacy zawodnicy, jak: Robert Szczerbaniuk, Marcin Prus czy Paweł Zagumny z Łukaszem Żygadło.
Wstyd się przyznać, ale tytuł naszych vice Mistrzów Świata w 2006 roku pod wodzą Raula Lozano jakoś specjalnie mnie nie zainteresował. Pierwsze „podrygi namiętności” pomiędzy mną a nią nastąpiły trzy lata później. Kiedy to nasze „Orły” pod wodzą Daniela Castellaniego na tureckiej ziemi, zdobywały Mistrzostwo Europy. Wtedy też poleciała mi pierwsza łza po tym, jak naszym „Orłom” wręczano złote medale i grano Mazurka Dąbrowskiego.
Jak to mówią, że nie znane są wyroki boskie, bo jeszcze wtedy nie wiedziałem, że moje serce kibica siatkówki, skradnie, także siatkówka klubowa. A ściślej mówiąc „nasza” Asseco Resovia Rzeszów. Choć czasem bolą mnie oczy od patrzenia na jej grę i zmieniam nasz ojczysty język na język łaciński. To przecież kibicem się jest, a nie bywa i jestem tej drużynie wierny. Tę miłość do „Pasów” z rzeszowskiego Podpromia zawdzięczam mojej dobrej duszyczce Ani z tym samym „pakietem szczęścia”.
Spełnione marzenie kibica
Po jakimś czasie w mojej głowie „zakiełkowało” marzenie, by mieć gadżet klubowy z autografem, kogoś z drużyny. Drużyny, która wtedy biła się o najwyższe cele na ligowym podwórku. Stało się, otrzymałem wylicytowaną koszulkę z autografem na rzecz „mojego” stowarzyszenia osób z niepełnosprawnościami z rąk samego zawodnika – Wojciecha Grzyba. Jeśli interesujecie się bardziej tym sportem to, powinniście wiedzieć, że Wojtek to członek srebrnej drużyny z 2006 roku, a także dla mnie jeden z najlepszych środkowych w historii polskiej siatkówki oraz jedną z ikon rzeszowskiej Asseco Resovii.
Początki mojego bloga
To właśnie popularny „Grzybek” wzmocnił moją miłość do siatkówki. Natomiast teksty jego żony Kasi sprawiły, że w mojej głowie (wtedy jeszcze pełnej włosów) pojawiła się myśl, by założyć bloga. Bloga, który miał pokazywać, że osoby z „pakietem szczęścia” mogą mieć pasje i przy tym łamać stereotypy. To właśnie tym Aniołom – Kasi i Wojtkowi, było mi dane po raz pierwszy raz poczuć „ciary” na meczu Asseco Resovii Rzeszów. Na rzeszowskim Podpromiu w kwietniu 2014… Można mnie tam czasem spotkać do tej pory. Wtedy po drugiej stronie siatki w barwach PGE Skry Bełchatów występowali: Mariusz Włazły, Stefan Antiga czy obecny Kapitan „Reski” Karol Kłos.
Łukasz Kadziewicz jako mój mentor
Kasia Grzyb to nie jedyna moja mentorka w pisaniu tekstów, był nim też, a właściwie nadal jest kolega reprezentacyjny Wojtka Grzyba, Łukasz Kadziewicz. Bo uwielbiam słuchać jego wypowiedzi do dnia dzisiejszego.
To właśnie z jego wypowiedzi uczyłem się żargonu siatkarskiego czy analiz taktycznych oraz komentowania tego, co dzieje się w siatkówce. Kadziewicz w swoich wypowiedziach nie gryzie się w język – podobno mamy wiele wspólnego. Może kiedyś uda się spotkać z popularnym „Kadziem”.
Z siatkówką na TY– tworzę pomimo krytyki
Jak pomyślałem, tak zrobiłem – mój blog Z siatkówką na TY, który cieszy się olbrzymią popularnością wśród internautów, niespełna dwa tygodnie temu obchodził dziewiąte urodziny. Choć nie raz czytam komentarze, że nie mam prawa komentować tego, co widzę na meczach siatkówki, bo nigdy w nią nie grałem, a moje teksty to wielkie „G”. To jednak mnie to nie zraża, bo kocham ten sport, a i statystyki mówią zupełnie, co innego. Dzięki tym tekstom też piszę dla Was na Rampie.
Po spełnieniu marzeń z siatkówką klubową przyszedł czas na marzenia związane z polskimi Orłami. Chciałem „na żywo” poczuć „ciary”, jakie panują na meczach reprezentacyjnych i uronić łzę śpiewając acapella Mazurka Dąbrowskiego.
To wszystko stało się faktem dwa lata temu, podczas XX Memoriału Huberta Jerzego Wagnera, dzięki moim „cyrenejczykowym Aniołkom” i siostrzenicy, którzy zechcieli mi towarzyszyć. W roku ubiegłym nastąpiła „powtórka”, gdzie dzięki uprzejmości Pana, który opiekował się eskpozycją siatkarską (Volley Bajka) – mogłem poczuć ciężar medali Mistrzostw Świata oraz Mistrzostw Europy na swojej szyi. O tych i innych przeżyciach przeczytacie na moim blogu, na którego Was serdecznie zapraszam.
Co daje mi siatkówka?
Siatkówka miała być dla mnie tylko odskocznią. No właśnie ,,miała”. Gdyż jak już wiecie to Ona dzięki temu mojemu „blogowemu dziecku”, dała mi, Kogoś, kto sprawił, że jestem tu gdzie, jestem.
Jest moją miłością i wcale się z tym nie kryje, że płaczę podczas meczów czy wręczania medali. Siatkówka nauczyła mnie woli walki, która procentuje w moim „meczu” o lepsze jutro”. Bo walczę, jak moi idole na siatkarskim parkiecie. Nauczyła mnie także pokory, bo czasem też przegrywam, jak oni na parkiecie – czasem nie wszystko da się „wygrać”. Trzeba jednak przyjąć to na „klatę” i walczyć dalej!
Po lekturze tego tekstu możecie stwierdzić, że mam obsesje. Tak, owszem. Na punkcie siatkówki, jestem „porażony”, tak samo, jak i od urodzenia.
Tekst w ramach odbywanego stażu opracował Marcin Łukaszek