Kiedy kilka lat temu pierwszy raz trafiliśmy do Bańskiej Szczawnicy na Słowacji (była naszym przystankiem w drodze na południe) zakochaliśmy się w niej bezgranicznie. Wielkością i klimatem przypominała nam Kazimierz, ale położna wśród wzgórz intrygowała o wiele bardziej. Piękna stara zabudowa, cudowne, kręte uliczki wznoszące się w kierunku zamków i wreszcie górująca nad całym miastem Kalwaria z malowniczymi kapliczkami, wszystko to sprawiło, że do Bańskiej Szczawnicy znów powróciliśmy w zeszłym roku.
Jednak to pierwsze spotkanie, gdy zaskoczył nas przemarsz przebierańców, kuglarzy i ziejących ogniem sztukmistrzów podczas święta sztuki, wciąż każe nam odgrzebywać stare zdjęcia.
Wieczorem spacerując wznoszącymi się i opadającymi duktami, trafiliśmy na sztukę teatralną, którą można było podziwiać… z ulicy, bo toczyła się we wnętrzach starego, nieczynnego już hotelu Bristol.
Z zapadaniem zmroku Bańska Szczawnica rozbłyska coraz większą ilością światełek sączących się z przydrożnych latarni i wydobywa coraz więcej tajemniczości z zakamarków uliczek i zaułków ukrytych pomiędzy kamienicami.
Fot.: Tomasz Kudasik
więcej na: tomaszkudasik.pl