Płacz po Kropce był wielki. Tak przecież szybko nas pokochała i zaufała człowiekowi. Lubiła wędrować po domu w kieszeni Córki Mai; wystawiała główkę i ruchliwym noskiem pochłaniała zapachy. Obie otworzyły dla siebie serca bardzo szeroko.
Złożenie pierwszego chomiczego przyjaciela w ziemi stało się sceną jak z melodramatu. Córka Maja głośno szlochała i, wstyd przyznać, Żona Ania wcale nie okazała się w tym gorsza. Mąż Marcin miał nietęgą minę. Wiatr dął, drzewa szumiały, noc zawodziła. Naszymi głosami. Może się to wydawać zabawne, nie na miejscu czy nieco „chore”, ale tylko dla niewtajemniczonych. Gdyby ktoś był świadkiem owych pożegnań, mógłby się przerazić odgłosami i mroczną aurą, którą przybrała natura wokoło. Co dziwniejsze, kiedy wracaliśmy ponuro przez mały lasek, spośród ciemności wyszły bezpańskie koty i zaczęły ocierać się o łydki Żony Ani i Córki Mai. Mocno, pocieszająco.
Pamiętając rozpacz Córki Mai po utracie Kropki, Żona Ania i Mąż Marcin zrobili coś, czego obiecywali sobie nigdy nie robić. Kiedy dom gryzipiórków pożegnała Wanilka, postanowili podmienić zwierzaka… Pomysł okropny, ale uzasadniony: przykro by było patrzeć na Córkę, gdyby w ciągu niecałych dwóch miesięcy straciła aż dwa ukochane zwierzątka.
Oczywiście, że od razu poznała: to nie Wanilka. Przyglądając się pupilce, odkryła, że nie zachowuje się tak, jak dotąd. Zdumiewające było, jak dobrze zdążyła poznać nawyki małej istotki. Ostatecznie jednak uwierzyła (niech będzie – chomiki mogą zmieniać przyzwyczajenia w tak młodym wieku…), ale smutek jej nie ominął, bo Wanilia II odeszła tak szybko, jak pierwsza.
Żona Ania zaczęła czepiać się irracjonalnych myśli, że nad ich domem ciąży klątwa. Albo panują jakieś paskudne warunki, które nie pozwalają zwierzętom dożyć starości. Zaczynała wpadać w popłoch. I w końcu skierowała swój sherlockowski nos ku sklepowi zoologicznemu. Nabrała podejrzeń, ale tymczasem niczego nie mogła udowodnić.