Wyjeżdżając z Ulcinj, odwiedziliśmy Svać nad Jeziorem Śasko. W miejscu tym kiedyś było średniowieczne miasto z czasów księstwa Zety. Miasto to ponoć miało tyle kościołów, ile rok ma dni. Obecnie można odnaleźć fundamenty tylko kilku z nich. Warto odwiedzić to miejsce, bowiem rozpościera się tam przepiękny widok na Jezioro Śasko, a nieliczne ruiny wraz z pasmami albańskich gór robią niesamowite wrażenie.
Od tego miejsca rozpoczęła się nasz droga powrotna, nie tylko przez Czarnogórę, ale również do domu. Wiedzieliśmy jednak, że czeka nas jeszcze wiele ciekawych miejsc, które warte były zwiedzenia.
Jednym z nich był Stary Bar. Jego położenie już wskazuje, że miejsce to jest niezwykłe. Z dala widać mury i wieże miasta rozpostarte u podnóża gór Rumija. Należy do perły starej architektury Adriatyku.
Za panowania książąt Zety w XI wieku było jednym z najważniejszych ośrodków ekonomicznych, kulturalnych i politycznych nad Adriatykiem. Było też w tamtych czasach siedzibą archidiecezji, dzięki czemu wybudowano tu twierdze, której ruiny stoją do dzisiaj. Spacer uliczkami Starego Baru jest niezwykle klimatyczny. Nie ma tu wielu turystów, zatem można się wczuć w to miejsce i wyobrazić sobie jak tętniło tu życie. Miasto jest wciąż odrestaurowywane, ale w większości otaczają zwiedzającego budowle pamiętające zamierzchłe czasy. Na mnie największe wrażenie zrobił widok wszechogarniających gór Rumija, których potęgę można było podziwiać z murów miasta. Są miejsca, z którymi ciężko sie rozstać i z pewnością Stary bar do nich należy.
Kolejnym miejscem, które chcieliśmy zwiedzić był Święty Stefan (Svety Stefan). Jest to jedna z większych atrakcji turystycznych Czarnogóry. Najpiękniejszą częścią miasta jest wyspa połączona z lądem wąską groblą. Na wyspie za murami obronnymi znajdują się kamienne domy z kontrastującą czerwona dachówką. Obecnie wyspa jest jednym wielkim hotelem, jednak istnieje możliwość odpłatnego wstępu, aby przespacerować się urokliwymi wąskimi uliczkami.
Wyspę Święty Stefan upatrzyła wcześniej moja żona, która wyczytała w przewodniku, że jest tu kemping w gaju oliwnym. Marzyła o tym, aby przespać się prawie pod gołym niebem wśród drzew oliwnych, więc nie miałem nic do powiedzenia i było to jedno z nielicznych miejsc, w którym rozbiliśmy sprzęt biwakowy (który wozimy ze sobą awaryjnie) z własnej woli i chęci. W pamięci mam nadmorską kamienną plażę wraz z niespotykaną tawerną, w której można było się rozgościć z urzekającym widokiem na wyspę. Biwak w gaju oliwnym przy dźwiękach cykad też pozostał nam w pamięci na zawsze.
cdn…
Fot.: Tomasz Kudasik
więcej na: tomaszkudasik.pl