Tym razem nie wystartowaliśmy razem w trasę. Sławek musiał dokończyć sprawy zawodowe, a my postanowiliśmy wyruszyć wcześniej i odwiedzić naszych przyjaciół, którzy odpoczywali na Roztoczu. Polecam te tereny. Roztocze to jedno z ostatnich nieprzeludnionych miejsc w Polsce. Wspominamy miło tych kilka dni, bowiem spędzone były na wakacyjnym lenistwie w dobrym towarzystwie. Można powiedzieć, że nabraliśmy energii do dalszej trasy, ponieważ przygotowania przed wyprawą wymagały trochę wysiłku.
Gdy Sławek ze swoja rodziną wyjechał w drogę, postanowiliśmy również wyruszyć. Pamiętam, pogoda nie była zachęcająca. Obfity deszcz nie nastrajał optymistycznie. Spotkaliśmy się dopiero w Szwajcarii. Ale nie tej pięknej z alpejskimi krajobrazami, ale w małej wiosce za Suwałkami. Tam był nasz pierwszy wspólny kemping. Następnego dnia przekroczyliśmy granicę polsko-litewską, podążając w kierunku Kłajpedy. Droga do Kłajpedy jest bardzo dobra. Kilkuset kilometrowy odcinek autostrady, począwszy od Kowna, pokonuje się dosyć szybko. Jest to ciekawy wariant dla tych, co chcą spędzić wakacje nad Bałtykiem, ale na mniej zatłoczonych plażach. Dojeżdżając do autostrady, warto troszkę się cofnąć i odwiedzić Troki i Wilno. Ponieważ kilka lat temu pojechaliśmy w długi weekend majowy na Litwę, te miejsca mieliśmy dokładnie już zwiedzone i mogliśmy tym razem je ominąć, jadąc wprost do Kłajpedy.
1
Kłajpeda, Mierzeja Kurońska – Litwa
W Kłajpedzie już nocowaliśmy, gdy jechaliśmy na Nordkapp. W relacji nie zamieściłem wtedy żadnej informacji, ponieważ wówczas spędziliśmy czas na plażowaniu i korzystaniu ze słońca. Tym razem pogoda była podobna jak w Polsce. Z pewnością nie zachęcała do kąpieli. Dlatego też postanowiliśmy nadrobić zaległości i zwiedzić pobliskie tereny.
W pierwszej kolejności pojechaliśmy na Mierzeję Kurońską. Jest to długi wąski półwysep należący do Rosji i Litwy. Mierzeja została wpisana na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturowego i Przyrodniczego UNESCO, więc sam ten fakt świadczy, że jest to miejsce szczególne. Od strony Litwy nie można wjechać na mierzeję bezpośrednio, ponieważ nie łączy się z lądem, dlatego też trzeba skorzystać z często kursujących promów. Przeprawa trwa zaledwie kilka minut, ale planując drogę powrotna należy zapamiętać godzinę ostatniego kursu. Największą atrakcją są wędrujące wydmy oraz bardzo klimatyczne osady: Juodkrante, Pervalka, Preila i Nida połączone w jedno miasto Neringa, które rozpościera się na całym 50 kilometrowym litewskim fragmencie półwyspu. Oczywiście osady rozdzielone są wydmami i sosnowymi lasami, co sprawia, że przejazd półwyspem jest niezwykle klimatyczny. Na szczęście pogoda się poprawiła na tyle, że mogliśmy bez problemów przespacerować się po Juodkrante oraz Nidzie – ostatniej osadzie tuż przy granicy rosyjskiej.
Po powrocie z półwyspu postanowiliśmy jeszcze zwiedzić Kłajpedę, która jest najbardziej wysuniętym na północ, niezamarzającym portem Bałtyku. Nie mając wiele czasu, wystarczy skupić się na jej starówce. Głównym punktem starego miasta jest Plac Teatralny oraz teatr ze słynnym balkonem, z którego przemawiał Hitler po przyłączeniu Kłajpedy do III Rzeszy. Na placu teatralnym stoi posąg Anusi z Tharau, który zniknął na długie lata tuż po przemówieniu. Mieszkańcy utrzymują, że stało się to z tego powodu, że posąg stał tyłem do przemawiającego Hitlera. Spacerując ulicami starego miasta, można jeszcze zobaczyć pozostałości zamku z XII wieku oraz przycumowany żaglowiec Maridianas używany kiedyś do celów szkoleniowych i ostatnio odrestaurowany. Mimo że Kłajpeda nie posiada zbyt wiele atrakcji, to jednak spacer wieczorową porą sprawił, że można było poczuć w pełni urok starego miasta.
Nocleg, na znanym już nam z poprzedniej wyprawy kempingu, przywrócił wspomnienia. Trzeba było jednak jechać dalej. Tym razem staraliśmy się, aby trasa przebiegała jak najbliżej linii brzegowej. Dlatego też postanowiliśmy zwiedzić jeszcze Połągę – ostatnie miasto przed granica z Łotwą.
Połąga to największe uzdrowisko nadmorskie Litwy i faktycznie poczuliśmy klimat bałtyckiego kurortu. Dużo sklepów, kawiarni, miejsc gdzie można miło spędzić czas, przypominało nam typowe polskie bałtyckie kurorty. Zmienna pogoda przyczyniła się do tego, że co chwila zmuszani byliśmy na ucieczkę przed deszczem do kolejnych kawiarni, co sprawiło, że pobyt znacznie sie przedłużył. Na szczęście słońce też wychodziło i pozwoliło na sam koniec podziwiać bałtycką plażę i 400 metrowe molo, będące symbolem miasta.
Planowaliśmy kolejny nocleg na Przylądku Kolka, więc trzeba było ruszyć dalej
cdn…
Fot.: Tomasz Kudasik
więcej na: tomaszkudasik.pl