Nie ma rzeczy niemożliwych…
Hmmm. Czyżby??? Gdy usłyszałam z ust sportowca, który po wypadku, załamany, poruszał się przy pomocy wózka inwalidzkiego,a postanowił o siebie zawalczyć dla syna – słowa, że „Niemożliwe nie istnieje”, zamarłam. Oto znów kolejna osoba z niepełnosprawnością mówi te frazesy… Załamałam się…
Zapytacie dlaczego, o co jej chodzi? Już wyjaśniam:)
,,Schizofrenia” mediów
Media postrzegają osoby z niepełnosprawnościami dwojako. Z jednej strony są Ci bohaterzy, którzy sięgają wysoko, walczą, tryumfują, słowem, czynią to co media kochają – odnoszą sukces. Z drugiej strony są ludzie niezaradni, potrzebujący wsparcia, pochylenia się nad ich losem. Oba te bardzo skrajne obrazy służą jednemu, zainteresowaniu widzów. Mediom i zdrowej części społeczeństwa trudno jest zaakceptować, że osoby z niepełnosprawnościami są zwyczajnymi ludźmi, robiącymi zwyczajne rzeczy. Niestety nie wiedzieć czemu, normalność w opinii ogółu jest zarezerwowana tylko i wyłącznie dla osób sprawnych. Naprawdę?
Niepełnosprawność nie czyni człowieka zwycięzcą lub przegranym. Pokazując nas w roli super bohatera, media w widzach mogą powodować poczucie dyskomfortu, który wzbudza poczucie winy i frustracji, że on czy ona tak nie potrafi. Robiąc nas z kolei ofiarę, stawia osoby niepełnosprawne w roli petenta, który non stop potrzebuje wsparcia, pieniędzy, troski. U widza pojawiać się może uczucie litości, a także przeświadczenie, że Ci niepełnosprawni to tylko wyciągają ręce po pieniądze.
Cały czas się zastanawiam czy nie można inaczej. Znormalizować nasz wizerunek tak byśmy czuli się jak równorzędny partner, ktoś traktowany podmiotowo,a nie przedmiotowo.
Mniej niepełnosprawni bardziej akceptowalni
Nikt w mediach nie lubi oglądać cudzych problemów, bo swoich ma dość. Widz przy kawie czy innym napoju woli obejrzeć coś pozytywnego. Dlatego najlepiej odbiorcy zafundować felieton lub wywiad, który epatuje pozytywnością, dobrą energią, wręcz gloryfikuje niepełnosprawność czy ciężką chorobę. Widz czuje się dobrze, bo to nie jego spotkało. Telewizja czuje, że robi coś dobrego, bo przecież pokazuje ludzi w pozytywnym świetle…Co tu nie gra???Wszystko!
Od dawna wiadomo, że osoby z niepełnosprawnościami, które są wysoko funkcjonujące, ogół postrzega lepiej niż osobę śliniącą się, nie mówiącą wyraźnie, która ma nieskoordynowane odruchy. Wynika to z medialnej nagonki na super wygląd, osiąganie sukcesu. Po prostu lepiej, gdy osoba niepełnosprawna spełnia wyśrubowane wymagania społeczne, jest taka jak inni. Tylko, że tak nie wygląda normalne życie. Ludzie są różni. Mają różny wygląd, sytuację rodzinną, zdrowotną. Mają prawo do bycia sobą, bez presji. Niestety ogół mówi…nie ma przebacz!
Tu wkracza kwestia, która na pierwszy rzut oka jest ok. Bo czy można mieć pretensję do tego by myśleć pozytywnie i w ten sposób patrzeć na świat?
Tak, niestety można…
Toksyczna pozytywność
Jest to koszmar współczesności. To sytuacja, w której gloryfikuje się emocje pozytywne, dając jednocześnie do zrozumienia, że te negatywne są nieakceptowalne. To moment kiedy świat niczym w utworze Bobbiego McFerrina, radośnie krzyczy, ”Don’t worry. Be Happy”, podczas gdy Ty nie czujesz się ani trochę ”happy”, ale jak najbardziej „worried”…
Każdy w życiu słyszał teksty mówione w dobrej wierze: „Głowa do góry, „Wszystko będzie dobrze”, „Trzeba myśleć pozytywnie”. Dla mnie takie pocieszenie to nic więcej jak tani coaching, który ma pomóc osobie wypowiadającej te frazesy, a nie osobie potrzebującej właściwego wsparcia.
W pierwszym odcinku jednego z programów rozrywkowych poznaliśmy fajną rodzinę, mamę, tatę i dziecko. Mama, 22 letnia śliczna dziewczyna w wyniku choroby genetycznej traci wzrok. Musi być to szok, trauma, zwłaszcza,że dziewczyna mówi o przebytej z tego tytułu depresji i pobycie na oddziale psychiatrycznym, gdzie poznała męża, opiekuna medycznego. Niestety często słyszy tekst „Musisz myśleć pozytywnie”, w czasie, gdy jej życie się po prostu wali. Serio????
Po pierwsze, nikt nic nie musi, chyba, że bardzo chce…Po drugie, dlaczego ludziom z problemami wmawia się na siłę pozytywną energię, negując uczucia i emocje,do których mają przecież prawo???
Jak tłumaczy polski psycholog i psychoterapeuta Tomasz Żółtak
” Toksyczna pozytywność to rodzaj filtra blokującego rzeczywistość”. Zabrania przeżywania własnych emocji. Funkcjonuje też bardzo skrajna forma toksycznej pozytywności, która nosi nazwę „ Gaslighting”. Zjawisko to polega na wmawianiu osobie w traumie, że jej umysł nie pracuje dobrze, poprzez powtarzanie takich zwrotów jak:
●” to co mówisz nie mieści się w głowie”;
●” powinieneś się leczyć”;
●” co ty tam wiesz”
●” przywidziało ci się”;
Mamy tendencje do bagatelizowania przeżyć i emocji innych ludzi , bo nie mamy odwagi ,boimy się bezpośredniej konfrontacji z ich bólem i rozpaczą. Zamiast realnie pomóc, być z osobą w potrzebie, wolimy słowa, które nic nie znaczą. Te niby wspierające treści to jest takie pomaganie na niby. Próbujemy przedstawić cierpiącej osobie fikcyjną rzeczywistość, której ona nie potrafi i nie chce przyjąć w danym momencie.
Puste słowa powtarzamy, bo czujemy się bezradni wobec sytuacji w obliczu, której stanęła bliska nam osoba. Najgorszą rzeczą, którą można zrobić w dobrych intencjach, to powiedzieć „Wiem co czujesz”, gdy nie mamy o tym pojęcia,albo „Będzie dobrze”, w momencie, w którym wszelkie realia pokazują, że przez dłuższy czas dobrze wcale nie będzie.
Przykłady z życia wzięte
To zjawisko ma się doskonale w praktyce, o czym szerzej poniżej.
Wyobraźmy sobie taką sytuację. Młody chłopak czy dziewczyna, pełni pasji i apetytu na życie, mają wypadek, otrzymują informacje,że całe życie spędzą na wózku inwalidzkim. Wtedy pojawiają się osoby, które niczym „dobre wróżki”, mówią „Ciesz się, że żyjesz”, „ Musisz myśleć pozytywnie” i moje dwa „ ulubione” – mianowicie: ” Jestem z tobą modlitwą” i „Będzie dobrze”. Mam ochotę wtedy powiedzieć,że w nosie mam ich modlitwę, i, że wcale nie będzie dobrze.
Słowa mówione zapewne,w dobrej wierze mają za zadanie w mniemaniu tego, kto je wypowiada, pomóc,ale odnoszą odwrotny skutek od zamierzonego. Dlaczego?
Osoba, której życie się wali w wyniku traumatycznego zdarzenia, jest załamana i złamana. Nagle przestała być samodzielna, straciła pracę, kontrolę nad własnym życiem. Ludzie, których uważała za przyjaciół odeszli, partner czy współmałżonek zostawił, bo nagle go sytuacja przerosła,a jedyne co pozostało to ból – fizyczny i psychiczny, oraz poczucie beznadziei…
Zdradzę Wam coś…Od tych głupich tekstów nie zdarzy się cud. Pozytywne myślenie nie sprawi, że ktoś będzie nagle chodził, „pokrzepiające’ słowa nie sprawią,że nagle znajdą się pieniądze na nowy wózek czy windę. Na to by się zmieniła rzeczywistość potrzeba realnych działań, nie słów,a te jak wiadomo nic nie kosztują.
Słynne siostry z Broniszewic z „Domu Chłopaków”, w książce „ Siostry z Broniszewic. Czuły Kościół odważnych kobiet”, powiedziały,że ludzie, którzy są za obroną życia poczętego, ich podopiecznym są w stanie zaoferować tylko modlitwę i pielgrzymkę w intencji chorych, na realną pomoc nie mają może i siły i ochoty. Puste deklaracje i słowa to żaden wysiłek.
Inna, bardzo mi ostatnio bliska sytuacja. Kobieta, której życie było ciężkie, bo ma niepełnosprawną córkę, dowiedziała się,że ma raka 3 stopnia. Ta kobieta to moja mama, a ta córka to ja. Gdy się dowiedziałyśmy, byłyśmy załamane. Pojawiły się w tym momencie w otoczeniu dwutorowe reakcje. Cześć osób ograniczyła się do pocieszeń typu :”Trzeba myśleć pozytywnie”,”Będzie dobrze”. Pojawiła się też reakcja, która w tej sytuacji daje sporo do myślenia, mianowicie tekst w kierunku mojej mamy: „Jesteś taka silna i dzielna, dasz radę”. Mama zawsze na to odpowiada: „No jestem taka silna, że aż dostałam raka”. Zauważyłam w sytuacji, w której się znalazłyśmy błędne koło… Osoby silne częściej słyszą te „pocieszające” formułki, bo ludzie zawsze wychodzą z założenia, że sobie poradzą i są bardzo zaskoczeni, gdy tak się nie dzieje.
Ale z drugiej strony spotkałyśmy się z reakcjami, które są zaprzeczeniem toksycznej pozytywności. To realne wsparcie: przynoszenie obiadów, pomoc w dojazdach na terapię, pełne zrozumienia rozmowy.
Niepełnosprawny, niepełnosprawnemu wilkiem
Niestety same osoby z niepełnosprawnościami wpadły w pułapkę bycia za wszelką cenę pozytywnie nastawione. Często powtarzanym tekstem jest zdanie” Ograniczenia są tylko w naszych głowach”. Nie wiem dlaczego jedni, drugim robią taką krzywdę. Każdy z nas jest różny, ma inny start, inne możliwości. Jeśli Ty jesteś w stanie zrobić wiele to super, ale błagam, nie zakłamujmy rzeczywistości. Pomyślmy jak się czuje człowiek, który nigdy nie wstanie z łóżka, bo ma postępujący zanik mięśni, a jedynie czym rusza to gałka oczna, przy całkowitej sprawności intelektualnej? I ten człowiek widzi w mediach osoby z niepełnosprawnościami, które chodzą po górach, odnoszą sukces itd., a on co??? Nie robi tych rzeczy, bo nie może, nie dlatego, że nie chce…Jest wielu ludzi, którzy mieszkają na odludziu. Bariery nie pozwalają im wyjść z domu….A tu uśmiechnięta osoba na wózku im mówi, że wszystko jest możliwe, podczas, gdy oni mają ochotę wyć z rozpaczy nad swoją bezsilnością…
Osoby z niepełnosprawnością często są przez bliskich obligowane do tego by nie epatować kwaśną miną, nie mówić o swoich lękach i problemach, uśmiechać się. To jest krok w złym kierunku, bo skutkuje kreowaniem fałszywego obrazu siebie, uczy ukrywania się za zasłoną radości przez łzy, a nawet zaprzeczania swojej niepełnosprawności, co prowadzi do znanych mi przypadków depresji.
Kiedyś jedna z mama z mojej Fundacji zwróciła się do mnie z pytaniem czemu wstawiam posty tylko o osobach odnoszących sukcesy, a nie piszę o podopiecznych. Przyznaję, w pierwszym momencie byłam oburzona jej uwagą, z perspektywy czasu jednak rozumiem ,co miała na myśli…
Co zamiast toksycznej pozytywności?
Toksyczna pozytywność to fałsz, fikcja, czynienie krzywdy ludziom, którzy stają twarzą w twarz z tragediami życiowymi. To co niesie właściwą pomoc to praktyczne wsparcie: bycie blisko, słuchanie i usłyszenie tego co druga strona ma nam do powiedzenia. Pomoc w codziennych czynnościach: zakupy, wyjście na spacer, dojazdy na zabiegi, które pomogą wrócić do zdrowia, zapewnienie możliwości wytchnienia. Bardzo pomocne są słowa: Jestem przy Tobie”, „Masz prawo to przeżywać”, „Zawsze możemy porozmawiać”, czy „Jak mogę Tobie pomóc?”.
Reasumując, toksyczna pozytywność to koszmar, twór wywodzący się z USA, gdzie wręcz każdy pokazuje swój śnieżnobiały uśmiech, za którym nic głębszego się niestety nie kryje. Chory trend podchwycony przez wszelkiej maści coachów, żerujący na ludziach, którzy załamani przeciwnościami losu, szukają szybkiej recepty na szczęście, perfidnie realizowany dla korzyści finansowych. Tak kochany przez media i wielu znanych ludzi, który każe pokazywać tylko jasne strony życia. A przecież prawdziwe życie to nie Hollywood. Ma swoje jasne i ciemne barwy, emocje, które przeżywamy na swój sposób. Mamy prawo sobie z nimi radzić jak chcemy i umiemy. Mamy prawo także prosić o sensownie udzielaną pomoc. Obowiązkiem otoczenia jest to uszanować i absolutnie naszego stanu nie negować. Właściwego wspierania można się nauczyć, wystarczy tylko chcieć.
Opracowanie: Agnieszka Sobecka