Jacek Konieczny to Prezes Fundacji Niesiemy Nadzieję z Poznania. W wywiadzie opowiada jak to się u niego wszystko zaczęło. Jak pomaga podopiecznym, a także o Jego pasjach.
Cześć Jacku. Bardzo mi miło, że możemy porozmawiać:)
Witaj Agnieszko, dziękuję za zaproszenie do rozmowy.
Skąd hasło Fundacji „Dobro ogrzewa serce”?
To pięknie brzmiące i jednocześnie bardzo prawdziwe hasło ukuł przed paroma laty Artur – niezwykły podopieczny i zarazem pracownik Fundacji Niesiemy Nadzieję. Niezwykły poprzez to, że jest po prostu świetnym facetem, ale również i przez to, że mimo swoich ograniczeń wynikających z postępującej choroby (zanik mięśni sprawił, że Artur porusza jedynie oczami), jest pełen życia, optymizmu i doskonale radzi sobie jako informatyk. Do tego jest miłośnikiem gór i co roku można go spotkać na tatrzańskich szlakach.
W jednym z wywiadów stwierdziłeś,że wszyscy chcemy pomagać,tylko nie wiemy jak”…No właśnie, od czego należy zacząć?
Od impulsu. Wystarczy zdać sobie sprawę, że tego chcemy. Czasami takim impulsem może być zasłyszana historia o kimś kto już pomaga, a czasem wystarczy rozejrzeć się wokół siebie i spostrzec, że sąsiad, znajomy albo ktoś zupełnie nam nieznany potrzebuje pomocy. Można też zadzwonić do fundacji takiej jak nasza i zapytać: „Jak mogę pomóc?”. Form i rodzajów pomocy jest mnóstwo, więc każdy znajdzie coś co najbardziej mu odpowiada.
Jak trafiłeś do Fundacji Niesiemy Nadzieję?
Dzięki mojej kochanej mamie. 16 lat temu odpowiedziała ona na ogłoszenie w dzienniku „Głos Wielkopolski”, gdzie świeżo powołana do życia Fundacja Niesiemy Nadzieję apelowała o wsparcie finansowe na zakup komputera dla jednego ze swoich małych podopiecznych. Tak, tak, to były jeszcze czasy, gdy takie ogłoszenia ukazywały się w prasie drukowanej. Moja mama skontaktowała się z fundacją, sfinansowała ów zakup i już przepadła. Związała się z fundacją na dobre, nie tylko udzielając jej regularnego wsparcia, ale i uczestnicząc w organizowanych przez nią wydarzeniach. Ja, bardzo zajęty w tamtym czasie zawodowo, przyglądałem się temu z boku i dopiero po dobrych kilku latach zacząłem udzielać się jako wolontariusz. Wtedy i ja przepadłem całkowicie. Poświęcałem się temu coraz bardziej i chciałem dla fundacji więcej i więcej. Naturalną koleją rzeczy było stanięcie przed wyborem: czy przystopować i ograniczyć swoje wolontariackie działania czy zrezygnować z dotychczasowej pracy zawodowej i poświęcić się wyłącznie pomaganiu. Wybór był dla mnie oczywisty. Dostałem zaszczytną propozycję objęcia funkcji wiceprezesa, a od stycznia 2023 roku prezesa fundacji. Mogę śmiało powiedzieć, że jest to praca marzeń, dzięki której mam szansę wraz z zacnym gronem pracowników, wolontariuszy i przyjaciół fundacji realnie wpływać na poprawę życia naszych podopiecznych. Razem możemy im dawać nadzieję, czyli realizować cel zawarty w naszej nazwie.
Bardzo ważna dla Ciebie kwestia w kontekście działań Fundacji to budowanie relacji. Jak taki proces przebiega, od czego zaczynasz?
Relacje to ludzie. Aby stworzyć jakąkolwiek relację – przy czym jako relację rozumiem trwałą więź, a nie jednorazowy kontakt – potrzebujemy dwóch łatwo dostępnych narzędzi. Uśmiechu i szczerości. Jeśli naszą znajomość zaczniemy od tego właśnie, sukces gwarantowany. U mnie dochodzi jeszcze odpowiednie nastawienie i pewność, że to się uda. Poznając człowieka, niezależnie od tego czy jest to dozorca czy prezes dużej firmy, moje nastawienie jest tak samo optymistyczne, a moje zainteresowanie rozmówcą szczere. Mam coś takiego, że w mojej głowie świeci się nieustannie zdanie: dlaczego nie? Dlaczego ma się coś nie udać? Stąd łatwość nawiązywania relacji. Niewiele rzeczy mnie tak raduje jak patrzenie na to, jak jeszcze przed chwilą obcy sobie ludzie zaczynają się lubić, często nawet przyjaźnić, jak wiele potrafią sobie wzajemnie ofiarować i jak pięknie poszerza to działania naszej fundacji. Przybywa wolontariuszy, dzięki którym dołączają następni. Przybywa instytucji, które chcą z nami współpracować, przybywa osób, które w pomaganiu odnajdują prawdziwą radość. To wielkie szczęście być częścią tego, wiedząc komu i czemu to służy, wiedząc, że korzystają z tego nasi podopieczni.
Ludziom w pierwszym kontakcie z osobą chorą czy z niepełnosprawnością towarzyszą różne emocje: ciekawość, strach, przerażenie, niepewność. A jakie były Twoje pierwsze doświadczenia?
Jestem tak skonstruowany, że uczucie strachu jest mi obce. Królem emocji jest za to ciekawość. Zawsze byłem i jestem ciekawy człowieka niezależnie od tego czy jest to osoba zdrowa czy z niepełnosprawnością. Gdy spotykam kogoś nowego, staram się go poznać. Nie pytam o jego historię i ograniczenia, o tym wcześniej czy później i tak usłyszę od samego zainteresowanego. Bardziej interesuje mnie to co taki człowiek ma do powiedzenia oraz przekonanie go, że ma we mnie kumpla o czystych intencjach.
Zgłasza się do Ciebie potencjalny wolontariusz/ka, osoba chcąca działać w ramach Fundacji. Jak przebiega taka rozmowa?
To zależy. Dziś zgłosiła się do mnie mama chłopaka z 8 klasy z pytaniem czy syn może wziąć udział w jakichś naszych działaniach wolontariackich. W tym przypadku wiem, że z pewnością chodzi o to, aby młody otrzymał od nas zaświadczenie do szkoły o wolontariacie. Szczerych chęci wynikających z wewnętrznej potrzeby pomagania pewnie tu za bardzo nie ma. Nie uważam jednak, aby było w tym coś nagannego. Zawsze bowiem istnieje prawdopodobieństwo, że chłopak złapie bakcyla i będzie chciał działać z nami dalej bezinteresownie. Poza tym, zawsze mogę zapytać mamę czy rozliczyła już swojego PIT-a, bo jeśli nie, to może wskazać naszą fundację jako beneficjenta 1,5% podatku. Mogę też zachęcić młodego, aby zorganizował w swojej szkole spotkanie z nami, podczas którego pogadamy szerzej o pomaganiu. W przypadku gdy zgłasza się do nas zupełnie obca osoba, która chce pomagać, przedstawiam jej przekrój możliwości i zapraszam na pierwszą z brzegu zbiórkę. Najczęściej takie osoby już z nami zostają, bo, mówiąc nieskromnie, dobrze się czują w naszym towarzystwie.
W jakie dokładnie działania można się zaangażować w ramach Fundacji Niesiemy Nadzieję?
Jest ich bardzo wiele, wymienię tylko kilka z nich. Udział w zbiórkach, poszukiwanie darczyńców, wizyty u wybranego podopiecznego, pomoc prawna, pomoc w nauce, pakowanie paczek na święta, wspólne spacery czy wyjazdy z podopiecznymi, udział w organizowanych przez nas zawodach sportowych, muzycznych itd.
Niestety panuje w Polsce przekonanie,że skoro organizacja ma w nazwie „non – profit”, to powinna wszystko robić za darmo,a działający w niej ludzie pewnie zarabiają na tym niezły pieniądz. A prawda jest zupełnie inna. Jak to wygląda w przypadku Fundacji Niesiemy Nadzieję?
Nasza Fundacja w sposób ciągły wspiera ok. 70 podopiecznych, a w zasadzie 70 rodzin. Do tego kilka razy w roku szykujemy paczki, podarunki czy karty apteczne dla ponad 100 osób. W ciągu roku organizujemy ok. 130 zbiórek oraz innych akcji, podczas których zbieramy fundusze. Ten ogrom działań koordynuje dwuosobowy zarząd fundacji. Fundacja zatrudnia 3 osoby, będące jednocześnie podopiecznymi fundacji. Jak widać, zatrudnienie jest niezwykle skromne. Gdyby nie duże grono wolontariuszy oraz innych osób społecznie zaangażowanych w nasze działania, niewiele moglibyśmy zrobić. Zapewne istnieją pojedyncze organizacje pozarządowe w Polsce i na świecie, których celem jest bogacenie się. Jest to jednak ułamek wszystkich organizacji. Nasza fundacja należy do tej znakomitej większości, której przyświeca niesienie pomocy, a zatrudnionych w fundacji osób trudno wypatrywać w rankingach najbogatszych Polaków. Mówiąc serio, aby nasi podopieczni mogli jak najszerzej korzystać z naszej pomocy, minimalizujemy koszty, czego przykładem niech będzie fakt, że za biuro służy nam 12-metrowy pokój, a każde pozyskane extra środki traktujemy jako narzędzie dające możliwość przyjęcia do fundacji kolejnych podopiecznych.
Fundacja to Ty i troje pracowników z niepełnosprawnościami. Kim są i czym dokładnie się zajmują?
Fundacja to także wiceprezes oraz trzyosobowa Rada Fundacji. Co do trójki pracowników, chętnie o nich opowiem. Agnieszka jest asystentką zarządu, ogarniaczką spraw wszelakich. Dba o kontakty z przyjaciółmi fundacji, monitoruje potrzeby i możliwości wsparcia podopiecznych, sprawuje pieczę nad aktualnością zestawień darczyńców i poszukiwaniem nowych, tworzy newslettera i zajmuje się tysiącem innych spraw. Chłopacy zwani wojownikami to Artur i Dominik. O pierwszym z nich już trochę powiedziałem na początku naszej rozmowy. Artur administruje stroną internetową oraz wykonuje wszelkie zadania informatyczne. Jest również twórcą strony www.wirtualnykulig.pl, którą co roku modyfikuje przy okazji naszej cyklicznej akcji o tej właśnie nazwie. Z kolei Dominik to nasz doskonały grafik. Nie tylko tworzy komputerowe obrazy wykorzystywane do różnych naszych fundacyjnych działań, ale także w wolnych chwilach daje upust wyobraźni i tworzy niesamowite dzieła, które od czasu do czasu podziwiać można na otwartych wystawach. Obaj panowie mają zanik mięśni, co nie przeszkadza im aktywnie i skutecznie realizować się zawodowo.
Jesteś Prezesem. Jak wygląda Twój typowy dzień pracy?
Każdy dzień jest inny i to jest najpiękniejsze. Inny i pełen wyzwań.
Dzień zaczynam od spraw najważniejszych, a więc związanych bezpośrednio z podopiecznymi. Spotkania, rozmowy telefoniczne, maile. Szczerze mówiąc, spotkania to jest to, co lubię najbardziej. W ciągu dnia mam kontakt z darczyńcami, wolontariuszami. Przygotowuję też kolejne etapy zaplanowanych wcześniej akcji, takich jak biegi, koncerty i inne. Codziennie aktualizuję harmonogram zbiórek, gdyż każdego miesiąca jest ich ok. 20-30. Z prozaicznych rzeczy dokonuję przelewów, nawiązuje nowe kontakty z osobami, które mogą w taki czy inny sposób wesprzeć fundację. Odwiedzam firmy i osoby indywidualne. Zlecam też zadania naszym pracownikom, przeglądam projekty grantowe, piszę wnioski. W międzyczasie wpada mnóstwo nowych tematów do podjęcia i problemów do rozwiązania. Czasami praca wydaje się nie mieć końca, ale liczą się jej efekty. Na szczęście specyfika mojej pracy pozwala mi na zrobienie sobie w ciągu dnia pół godziny czy godziny przerwy na wypicie kawy czy gimnastykę. To czym się zajmuję i dla kogo to robię trudno mi nawet nazwać pracą, niemniej uważam się za szczęściarza, że mogę to robić i jest to w moim poczuciu najlepsze zajęcie na świecie.
Z jakich źródeł Fundacja czerpie środki na działalność?
Jako organizacja pożytku publicznego otrzymujemy środki z rozliczenia podatkowego, czyli sławetnego 1%. Drugim, niemniej ważnym źródłem, są wspomniane przeze mnie zbiórki. Dzięki temu, że współpracujemy z licznymi instytucjami kultury, klubami muzycznymi czy agencjami eventowymi, na mapie Poznania jest wiele miejsc, w których pojawiają się nasi wolontariusze kwestując na rzecz podopiecznych fundacji. Sami również organizujemy różne przedsięwzięcia. Ponadto, wnioskujemy do różnych instytucji o środki z grantów. Niezwykle ważni są dla nas drobni darczyńcy, którzy regularnie dokonują niewielkich wpłat na nasze konto. Dzięki tak różnym źródłom dochodów, możemy w miarę spokojnie realizować swoje zadania, choć jak to w fundacjach bywa, zawsze mogłoby być tych środków więcej, abyśmy i my mogli robić jeszcze więcej dla innych.
Komu Fundacja pomaga?
Dzieciom i dorosłym. Jest to dla nas o tyle istotne, iż wiele organizacji skupia się na wsparciu najmłodszych, dorosłych zostawiając samym sobie. Wśród naszych podopiecznych są małe dzieci, młodzież, dorośli i seniorzy. Łączą ich wszystkich poważne problemy ze zdrowiem bądź niepełnosprawność, a często jedno i drugie. Zdarza się, że do naszych podopiecznych należy cała rodzina. Mamy np. ciężko chorą mamę z 4 chorych dzieci. Wśród podopiecznych są osoby z porażeniem mózgowym, zanikiem mięśni, mukowiscydozą, chorobami onkologicznymi i innymi, często niedającymi szans na wyleczenie chorobami.
Czy jest w Fundacji osoba, której postawa życiowa robi na Tobie nieustannie wrażenie?
Takich osób jest wiele. Chciałbym jednak wspomnieć o jednej. To Kazimierz, który od kilkunastu już lat porusza się na wózku i toczy bój z białaczką. Świetnie wykształcony wykładowca akademicki, artysta, sportowiec. Kaziu to człowiek, który nie tylko nie narzeka na swój los, ale i daje energię do działania innym. Znany jest z tworzenia przepięknych motyli malowanych na szkle oraz ze swojego niesamowicie pozytywnego podejścia do życia. Uczestniczy w bardzo wielu akcjach wolontariackich, w spotkaniach z dziećmi i młodzieżą w przedszkolach i szkołach, gdzie edukuje i wychowuje. Rozwija się sportowo, można go spotkać na wielu zawodach biegowych, podczas których, mimo że nigdy nie był zawodowym sportowcem, osiąga często wyniki lepsze od całkiem zdrowych osób. Kazimierz jest wzorem dla bardzo wielu ludzi, a od kiedy w lipcu ubiegłego roku się ożenił, wzorem bardzo szczęśliwym.
Z tego co wiem Fundacja Niesiemy Nadzieję nie jest Twoim pierwszym miejscem działań na rzecz osób potrzebujących. Twoja historia wolontariatu jest długa i ciekawa. Opowiedz proszę o tym.
Nie chcę przynudzać, powiem więc tylko, że uważam, że istnieje coś takiego jak gen pomagania. Mam go po mamie. Od zawsze interesowało mnie dzielenie się z innymi i słuchanie ich historii. Na szczęście w wiekiem to się nie zmienia. Działałem w różnych organizacjach pomocowych czy w harcerstwie, bo zawsze lubiłem być przydatny. Teraz również gdy tylko jest okazja do zrobienia czegoś dla innych, także poza fundacją, chętnie się do tego przyłączam. Pomoc Ukrainie, goszczenie uciekających przed trwającą tam wojną czy organizowanie transportu darów dla uchodźców marznących w lasach przy granicy polsko-białoruskiej to działania, które niewiele kosztują, a są naturalnym odruchem serca każdego empatycznie podchodzącego do świata człowieka. Dziś pomagam, bo mogę. Jutro, jeśli sam będę potrzebował pomocy, na pewno znajdzie się ktoś, kto mi jej udzieli.
W ramach działań Fundacji jedną z akcji charytatywnych, która aktualnie trwa jest Wirtualny Kulig. Opowiedz proszę o tym.
To akcja, którą przed 3 laty wymyślił Zygmunt Waśkowski, prof. Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu, członek Rady Fundacji i jej strateg. Było to w czasie, gdy ze względu na pandemię, nie można było działać w przestrzeni publicznej, w tzw. realu. Wirtualny Kulig to zabawa polegająca na tym, że na tak zatytułowanej stronie www można w określonym czasie dołączyć swoje wirtualne sanki. Aby to się stało, wystarczy wcześniej dokonać wpłaty w dowolnej wysokości na konto fundacji. Wtedy dołączamy sanki do jadącego już kuligu, a na nich możemy umieścić swoje imię, zdjęcie lub nazwę firmy. W ten sposób kulig się powiększa, a suma wpłaconych pieniędzy rośnie. W czasie trwania zabawy, czyli przez 2 tygodnie, na stronie kuligu pojawiają się rozmaite materiały video związane z akcją. Akcja cieszy się zainteresowaniem, a jej uczestnicy pochodzą z kilku krajów. W ciągu trzech lat trwania akcji, fundacja pozyskała ok. 85.000 zł.
Wiem, że w działania Fundacji zaangażowane są także Twoje dzieci. Opowiedz o tym proszę.
To prawda, starsza córka Zosia (13 lat) chętnie bierze udział w zbiórkach czy w spotkaniach fundacyjnych np. z okazji Świąt Bożego Narodzenia. Młodsza Tosia (4 lata) na razie robi dużo zamieszania, ale robi to równie chętnie. Dziewczyny biorą też udział w innych akcjach społecznych. Zosia od wielu lat jest wolontariuszką WOŚP, a jak tylko uda jej się zapuścić nieco dłuższe włosy oddaje je dla podopiecznych Fundacji Rak’n’Roll.
Jak wygląda procedura przyjęcia nowego podopiecznego/ej i na jakie wsparcie ze strony Fundacji może taka osoba liczyć?
Zgłasza się do nas wiele osób i w pierwszym kroku pozyskuję od nich informację jakiego rodzaju pomocy oczekują. Jeśli tu się zgadzamy, potencjalny podopieczny dostaje do wypełnienia ankietę osobową oraz ankietę medyczną. Otrzymuje również regulamin fundacji. Po zwrotnym przekazaniu nam tych dokumentów, osoba taka staje się pełnoprawnym podopiecznym. Może liczyć na takie samo wsparcie jak wszyscy pozostali czyli otrzymuje od fundacji paczki, karty apteczne, pomoc w finansowaniu leków czy rehabilitacji. Jeśli zajdzie potrzeba zrealizowania jakiejś indywidualnej potrzeby np. zakup wózka czy innego wyspecjalizowanego sprzętu, tym również się zajmujemy. Każdy z naszych podopiecznych wie, że w każdej sprawie może się do nas zwrócić o pomoc.
Co jest najtrudniejsze w tej pracy dla Ciebie?
Odchodzenie. Gdy żegna się 9-letnie, kochane i wesołe za życia dziecko, nie jest to łatwy moment.
Czy poza pracą masz czas na hobby, czas tylko dla siebie?
Staram się znajdować czas dla najbliższych i dla siebie samego. Rozmawiasz ze mną akurat w momencie, gdy jest mnie nieco za dużo, ale wróciłem właśnie do treningów biegowych i rowerowych, więc jest nadzieja na zgubienie paru kilogramów. Czytam przed zaśnięciem, a moją największą miłością są góry.
Czy masz jakieś marzenia do spełnienia?
Do niedawna była to Korona Ziemi, ale już odpuściłem. Każda z gór, w którą się wybieram, stanowi odrębne małe marzenie. Ja w ogóle marzenia rozumiem raczej w kategoriach planu. Planuję na 50 urodziny ukończyć zawody Iron Man na pełnym dystansie. To z planów. A marzenia? Marzę o tym, by w moim życiu było tak jak jest lub trochę bardziej.
Czego mogę Tobie życzyć?
Długiego życia, na koniec którego będę mógł sobie powiedzieć: fajne było.
Bardzo dziękuję za rozmowę:)
To ja dziękuję.
Opracowanie: Agnieszka Sobecka
Dziękujemy Agnieszce za przeprowadzenie wywiadu na tak interesujący temat jak specyfika pracy w organizacji non – profit. A Jackowi za poświęcony czas. A czy Wy macie doświadczenie w pracy w organizacji non – profit?