Fotografia przyrodnicza, polegająca na bezpośrednim podejściu do zwierzyny bez stosowania sztucznych kamuflaży, jest wbrew pozorom trudniejsza od fotografowania z czatowni. Wymaga bowiem więcej szczęścia, ponieważ do końca nie spodziewamy się kiedy i gdzie pojawi się „model”. Trzeba być przygotowanym do „strzału”, który może okazać się jedynym.
Tak też było w przypadku czapli białej. Dzień przed wykonaniem zdjęcia, ku mojemu zdziwieniu zauważyłem obecność tych ptaków na stawach, na których nigdy wcześniej ich nie było. Niestety za pierwszy razem ptaki widząc mnie z daleka schowały się w pobliskich konarach. Postanowiłem dnia następnego spróbować podejść je przed świtem. Udało mi się dojść do stawu niezauważonym dzięki rosnącym w okolicy szuwarom, jak i panującej ciemności. Czułem, że będę miał tylko jedną okazję, której nie będę mógł zmarnować. Miałem wtedy szczęście ponieważ poranek był mglisty. Zaczekałem tylko aż wschodzące słońce rozproszy swoje światło i gdy stwierdziłem, że jest wystarczająco jasno, wychyliłem się z przyłożonym okiem do wizjera aparatu. Miałem jeszcze jedno szczęście. Czapla majestatycznie wyczekiwała, stojąc na drewnianej konstrukcji. Tak jak się spodziewałem udało mi się zrobić jedno zdjęcie plus te z odlatującym ptakiem. Mimo wszystko warto było. Przeważnie takie eskapady kończą się fiaskiem, ale trzeba być optymistą.
Portret wróbla, który uważam za jeden z moich najbardziej udanych zrobiłem w momencie, gdy z moim przyjacielem pojechaliśmy wymieniać opony. W czasie oczekiwania u wulkanizatora postanowiłem wyciągnąć aparat….podstawowa zasada jednak jest taka, że trzeba aparat mieć przy sobie.
Każde zdjęcie to inna historia…
Na więcej zdjęć zapraszam na stronę http://tkudasik.republika.pl/FAUNA