Tego lata wybraliśmy się do Pragi. Trasę wyznaczyliśmy sobie przez Karkonosze, gdzie zatrzymaliśmy się na tydzień. A że podczas naszych podróży, jeśli tylko jest okazja, odwiedzamy pobliskie zamki (bo jakże inaczej!), to nie mogliśmy ominąć na przykład Chojnika.
Twierdzę wzniesiono w połowie XIV wieku, a stoi na sporej górze, więc widać go już z daleka. Oczywiście, że robi wrażenie.
Do zamku wiodą, zdaje się, cztery szlaki, ale najpiękniejszy jest zielony i czarny. Naprawdę polecam, bo można się poczuć jak w świecie z Władcy Pierścieni. Znajdziemy się tu między innymi w Piekielnej Dolinie, a od tej strony widać granitową ścianę, na której od południa opiera się twierdza. Wzdłuż owej ściany spadała dawno, dawno temu Kunegunda. Jej ojciec, kasztelan, zapragnął pewnego razu wykazać się junacką sprawnością i dokonać niemożliwego – przyjął zakład, że objedzie mury. Cóż, w połowie drogi spadł wraz z koniem w przepaść. Dało to początek lawinie śmierci, której przyczyną stała się Kunegunda. Oświadczyła bowiem, że wyjdzie za mąż tylko za tego, kto zrealizuje plan tatusia. Śmiałków pojawiło się wielu, kasztelanka pozostawała nieugięta – rycerze ginęli. Jak się domyślamy – do czasu. Bo oto przybył niezwykłej urody młodzieniec, Kunegunda zapałała natychmiastową miłością i próba okazała się niekonieczna. Jednak rycerz to był ambitny, więc ruszył na mury, objechał je, po czym rzucił dziewczęciu rękawicę i odjechał, zostawiając ją w rozpaczy. Wyrolowana panna skoczyła w przepaść i wylądowała ponoć pupą na kamieniu. Od tego czasu można podziwiać na skale podwójne zagłębienie.
Z zamkiem Chojnik wiąże się też inna historia. Otóż jeden z panów twierdzy – hrabia Hans Ulrich Schaffgotsch podczas jednej z uczt miał gościa, którym był pastor z wiedzą astrologiczną. Sporządził w ramach urodzinowego prezentu horoskop dla hrabiego. Mówił on, że Hans zginie przez zimne żelazo. Złowieszcza chwila trwała krótko, zaczęto się śmiać, a Ulrich kazał duchownemu wykreślić horoskop dla jagnięcia, które miało zaraz pojawić się na stole. Urażony pastor zgodził się tylko na prośby dam, bo jakże można by im odmówić, i po paru obliczeniach objawił, że jagnię zostanie zjedzone przez wilka. Uciecha z takiej przepowiedni była wielka. Jednak na upragnioną pieczeń przyszło długo wszystkim czekać, a ostatecznie okazało się, że jagnię rzeczywiście pożarł, pomieszkujący na zamku, wilk, wykorzystywany do kręcenia rożna. W dzień urodzin hrabiego i on postanowił sprawić sobie ucztę…
Tak więc przepowiednia się spełniła; podobnie było z tą, która dotyczyła Schaffgotscha. Hrabia został posądzony o spisek przeciwko cesarzowi i ścięto go w Ratysbonie.
Uważajcie zatem na duchy na zamku. Podobno kręci się tam jeden. Najstarsze wieści o zjawie pochodzą z 1890 roku. Podobno turyści wspominali o dziwnych drganiach, tryskających spod podłogi iskrach, jak też o przesuwających się samoistnie krzesłach. Niektórzy twierdzą, że to Kunegunda, inni stawiają na Schaffgotscha, a jeszcze kolejni uważają, że to duch giermka, który rzucił się kiedyś z zamkowej wieży z powodu nieszczęśliwej miłości.
Twierdza nigdy nie została zdobyta, ale upomniał się o nią piorun. Uderzył w wieżę zamkową 31 sierpnia 1675 roku i warownia spłonęła. Pozostały w niej jednak niezwykłe historie, wspomnienia ludzi i przechadzające się duchy – niczym strażnicy przeszłości.