W dzisiejszej publikacji, historia pewnej kobiety z niepełnosprawnością, mieszkającej na wsi, która opisując swój dzień, chciała zwrócić uwagę na problem, z którym mierzy się wiele osób mieszkających na wsiach, określając je jako „niewidzialne kobiety”. Wpis jest anonimowy.
„Niewidzialne kobiety” – dzień jak codzień
Dziś miałam w mieście powiatowym (20 tyś. mieszkańców) wizytę u lekarza w szpitalu na NFZ. Mój partner wiedział o tym już kilka dni temu. Wczoraj wieczorem odmówił mi zawiezienia do miasta. To jest 25 km. Poprosiłam o pomoc znajomą ze wsi, która zazwyczaj mnie w takich sytuacjach wspiera by zawiozła mnie na stacje pkp na pociąg, do której mam ponad 6 km. Za przysługę zapłaciłam jej 20 zł. Ze stacji kolejowej w deszczu szłam do szpitala i ok. 30 minut zajęło mi dotarcie tam i znalezienie budynku, w którym miałam wyznaczoną wizytę. Taksówką pojechałam później do apteki by odebrać zamówione przez internet leki. Zapłaciłam kolejne 20 zł. Na pociąg i autobus mam zniżki, mogę nawet jechać z przewodnikiem. A później musiałam czekać półtorej godziny na autobus powrotny do wsi. A w zasadzie to dwie godziny, ale odliczyłam czas na przemieszczenie się do miejsca skąd odjeżdżają busy na wioski.
Los kobiety na wsi
Mój powiat jak i wiele innych jest wykluczony komunikacyjnie. Busy i pociągi jeżdżą bardzo rzadko. W mieście mało jest miejsc, żeby usiąść i odpocząć. Nie ma kawiarni, jest restauracja oddalona sporo od stacji. Dziś padał cały dzień deszcz. Przysiadłam trochę na krawężniku na parkingu, by odpocząć i wziąć leki. Zrobiłam drobne zakupy w drogerii i w sklepie spożywczym. Nie mogę dźwigać. Pani z apteki pozwoliła mi zostawić siatkę. Jakoś mi czas zleciał. Byłam ubrana odpowiednio do pogody, miałam czapkę i parasol, porządny płaszcz z kapturem i wygodne buty. Miałam termos z herbatą i kanapkę. Jestem niepełnosprawna, choruję przewlekle i mam rentę zus. W domu są trzy sprawne technicznie samochody, z czego jeden jest mój. Niestety z powodu niedołężności nie mam prawa jazdy. Partner nie miał dziś pilnych zajęć, ani terminowych spraw do załatwienia. Dziś odpoczywał i spał z powodu niepogody, więc mógł sobie zrobić wolne.
Czy gdzieś można udać się po pomoc?
Mam kartę parkingową i płacę mu regularnie za paliwo (jeździ w sprawach domu, robi zakupy). Jak ja potrzebuję gdzieś pojechać (na wizytę lekarską lub w sprawie urzędowej) to zazwyczaj wygląda to tak jak w tym przypadku, czyli spotyka mnie odmowa. Potrzebuję takiej pomocy sporadycznie, kilka razy w roku. Opieka społeczna odmówiła mi przewozów dla niepełnosprawnych, bo mam rentę, partnera i samochód. Pisałam do niego z przychodni, żeby po mnie przyjechał. Kazał mi zadzwonić. Gdy zadzwoniłam to tylko się na mnie wytrząsał i powtórnie odmówił przyjazdu. Czekałam na ten autobus w deszczu, trochę w sklepie obuwniczym, bo tam można usiąść by „mierzyć” buty. Nie ma otwartego dworca tu ani miejsca by usiąść, a mnie boli kręgosłup i utykam na jedną nogę. Wzięłam ze sklepu dwie reklamówki by założyć na buty na polną drogę, którą do domu mam ok. 1 km.
Bus tłucze się przez kolejne wioski dziurawymi drogami przez blisko godzinę. Boli mnie już całe ciało a ze zmęczenia i senności zamykają oczy. Kierowca zatrzymał mi się przy wjeździe na moją polną drogę w las. W czasie gdy szłam w deszczu, objuczona i z parasolem to partner zadzwonił dwukrotnie. Nie miałam jak odebrać telefonu. Podobno chciał mnie odebrać z przystanku. Wiedział, którym autobusem jadę. Prosiłam by tam po mnie podjechał.
Wykluczenie kobiety
Wyszłam z domu o godz. 9.40 a wróciłam przed godz 17. U lekarza byłam kwadrans a w przychodni niecałe dwie godziny. Po powrocie położyłam się zmęczona, obolała i z bólem głowy. Potrzebne mi kilka godzin na regenerację po takiej eskapadzie. Taki jest los wielu kobiet ze wsi. Nie tylko mój. Tak po prostu jest w tym patriarchalnym i okrutnym świecie stworzonym nam przez mężczyzn. Nic i nikt już tego nie zmieni.
My „niewidzialne kobiety” nie mamy już siły. Jesteśmy zbyt upodlone i zbrukane. Jestem pełna pogody ducha i wewnętrznej radości, które pozwalają mi z uśmiechem i spokojem przeżyć kolejny taki dzień w życiu. Moja Siła Wyższa daje mi nadzieję i optymizm. Oczyszczającej mnie pokory mam też dużo. Nie narzekam. Opisałam po prostu dzień wiejskiej kobiety, która nie może liczyć na pomocne ramię mężczyzny w sytuacjach gdy potrzebuje wsparcia i pomocy. Kobiety niepełnosprawnej i wykluczonej komunikacyjnie, o której państwo i wszelkie instytucje po prostu nie widzą, bo jesteśmy niewidzialne.
Niewidzialne kobiety
Polecam lekturę książki „Niewidzialne kobiety. Jak dane tworzą świat skrojony pod mężczyzn”, w której autorka Caroline Criado Perez całe to zjawisko wykluczenia społecznego opisuje powołując się przy tym na dane i przykłady również z Polski. Nie jestem sama, ale ten fakt nie przynosi mi ulgi, ani nie niesie otuchy. Może ktoś usłyszy mój głos, choć i tak nic to nie zmieni ani dla mnie ani dla innych kobiet. Dziękuję za wysłuchanie.