START Rzeszów – Mistrz Polski w koszykówce na wózkach

Rozmowa z Janem Cyrulem, kapitanem drużyny koszykarzy na wózkach START Rzeszów.

 

– Śledząc sukcesy drużyny, nie da się nie zauważyć, że drużyna START Rzeszów zawsze staje na podium, w zeszłym roku Mistrzostwo Polski, w tym tytuł ponownie został  obroniony. Proszę nam opowiedzieć  wrażenie po ostatnim turnieju, kto był dla Was największym rywalem?

– Naszym obecnym rywalem jest drużyna KS PACTUM SCYZORY Kielce, jest to młoda drużyna, która powstała trzy lata temu i mimo tak krótkiego okresu już osiąga sukcesy. Pozyskali kilku zawodników z innych klubów. W naszym sporcie ważna jest kwestia dojazdów, kto ma bliżej do danego klubu, tam gra. Nie jest jak w sporcie zawodowym, że kupuje się zawodników. Aktualnie w Polsce koszykówka na wózkach jest sportem amatorskim, na zachodzie jest już sportem zawodowym. Rzadko zdarzają się transfery, chyba że ktoś zmienia miejsce zamieszkania, wtedy przenosi się do innego klubu.

 

 

– Zwycięstwa, zwycięstwami, ale jak radzicie sobie z porażkami, które też się przydarzają (ostatni przegrany przez Was mecz właśnie ze „Scyzorami”), są one dla waszej drużyny bardziej dołujące czy motywujące?

– Działają mobilizująco. To był mecz o rozstawienie zespołu przed finałem, bo już wcześniej zagwarantowaliśmy sobie udział w turnieju finałowym. Wiadomo, że najlepiej trafić na tego najsłabszego w finale, zespół wtedy traci mniej sił, przez to jest troszkę łatwiej. Na dzień dzisiejszy poziom między czterema drużynami, które grały w turnieju finałowym jest w miarę wyrównany. Nasza drużyna miała głównie problemy kadrowe, ponieważ  praktycznie graliśmy w tych turniejach jedną piątką. System jest taki, że  w rozgrywkach biorą udział trzy zespoły, przy czym dwa zespoły muszą grać mecz po meczu. W Kielcach najpierw graliśmy z Mieroszowem, pokonaliśmy ich dość wysoko, a później trafiliśmy na gospodarzy i w czwartej kwarcie niestety taka niespodzianka. „Scyzory” grają również w lidze czeskiej, więc mają mecze w grudniu, styczniu i lutym, natomiast my treningi zaczynaliśmy 1 lutego i forma dopiero pomału przychodziła. Nie jest tak, że się pstryknie i od razu się dobrze gra, trzeba pracować nad kondycją, siłą,  skutecznością. Wyciągaliśmy więc wnioski, badaliśmy słabe punkty przeciwników, opanowywaliśmy strategię i zaraz potem można było zobaczyć efekty.

 

– Kilka słów o drużynie, wspominał Pan, że nie wszyscy pochodzą z Rzeszowa, są w drużynie również zawodnicy z okolic. Jak radzą sobie z dojazdami, które na pewno stanowią barierę.

– Przede wszystkim jest to bariera finansowa,  zwracane są koszty dojazdu ale tylko w 50%. Mamy zawodników z Przeworska, Jasła, Zamościa, z pod Sandomierza. Trzeba pamiętać, że zawodnicy mają rodziny, pracują,  czasami ciężko znaleźć czas i na przykład po ośmiu godzinach pracy jechać sto kilometrów do Rzeszowa, żeby jeszcze przez dwie godziny ćwiczyć na treningu, a później wrócić i rano wstać do pracy. Kosztuje to wiele wyrzeczeń i dużo wysiłku, ale oczywiście pasja jest pasją, więc te trudy rekompensuje.  Tak jak wspominałem największą barierą są koszty ponoszone w związku z dojazdami. Dofinansowuje nas firma AccesMed, dostajemy również środki z Urzędu Miasta Rzeszowa, z Ministerstwa Sportu oraz z darowizn. Jako stowarzyszeniu można przekazać nam 1% podatku, utrzymujemy się również ze składek członkowskich. Tak więc oprócz treningów, meczów, dojazdów trzeba też myśleć o sponsorach, finansach – nie zawsze jest łatwo, ale zawsze myślimy o kolejnym Pucharze Polski.

 

 

Ja na swoim koncie mam już 13 tytułów Mistrza Polski, w reprezentacji Polski dwa razy IV miejsce w Europie, VI na Mistrzostwach Świata oraz VIII miejsce w Londynie na Paraolimpiadzie.

 

– W przypadku, gdy z drużyny odchodzą zawodnicy, w jaki sposób pozyskujecie nowych? Rekrutujecie, trener wyszukuje czy może zapraszacie?

– My zapraszamy wszystkich chętnych, u nas przeważa niepełnosprawność ruchowa, w której ręce muszą być w pewnym stopniu sprawne do koszykówki , niestety nie ma zbyt wielu chętnych. Nowi przychodzą, popracują dwa-trzy miesiące, zobaczą, że nie jest to łatwy kawałek chleba i wiele potu trzeba wylać na treningu, więc często rezygnują. Bywa, że młody człowiek chce od razu zostać gwiazdą, zapomina, że w drużynie są zawodnicy starsi od niego, którzy grają po 10-15 lat, więc mają większe doświadczenie, wtedy musi się nauczyć trochę pokory. Dzisiejsza młodzież chce wszystko na już. My przecież też zaczynaliśmy, pierwsze lata były trudne, wylaliśmy dużo potu, zjedli nerwów. Tak już jest, że człowiek musi się najpierw czemuś poświęcić, polubić to i poczekać na swoje „pięć minut” aż załapie się do pierwszej piątki, wtedy zaczną się prawdziwe pierwsze sukcesy. Nasz zespół powstał 1977 roku i na początku przegrywaliśmy nawet 50:2. Graliśmy wtedy z drużynami z Krakowa, Poznania,  które teraz już nie istnieją, jedynie Warszawa nadal gra, ale obecnie w drugiej lidzie, ponieważ  rozsypał  się im skład. Sukcesy zawsze budują, porażki niestety czasem rujnują drużynę.

 

 

– Aspekty techniczne meczu: wózki, mechanik…

– Wózki są specjalnie przystosowane, średnio wymienia się je co cztery lata, wcześniej ewentualnie części. Koszt takiego polskiego wózka to 10 tys. złotych, zawodnikom, którzy grają w reprezentacji przysługuje wymiana takiego wózka właśnie co cztery lata. Jest to sport kontaktowy, więc  wózki  szybko się niszczą. Na ostatnim  meczu półfinałowym jednemu z zawodników poszła rama i trzeba było ją pospawać. Wózek jest dostosowany do każdego zawodnika, wymiary, waga, przesunięcia środka ciężkości – to wszystko bardzo ważne aspekty wpływające na bardziej efektywną grę danego zawodnika. Nie ma wymogów, aby na każdym meczu był mechanik, jest to kwestia klubu. Staramy się jeden drugiemu pomagać, mimo rywalizacji między drużynami, jeżeli komuś z przeciwnej drużyny strzeli koło lub są inne awarie, to jeśli tylko jest taka możliwość pożyczamy sprzęt drugiemu zespołowi. Jest rywalizacja, ale zdrowa, wszystkie aspekty walki powinny się odbywać na boisku, w walce o punkty, zgodnie z zasadą fairplay, a gdy wydarzy się coś technicznego zawsze trzeba pomagać.

Istnieje jeszcze coś takiego jak punktacja medyczna – polega na tym, że każdy zawodnik jest klasyfikowany w zależności od niepełnosprawności i dostaje odpowiednią ilość punktów (od 1 pkt do 4,5 pkt) i na boisku w sumie nie może być więcej jak 14,5 punktów. Chodzi o to, żeby wszyscy mieli równe szanse, dlatego bardzo ważne jest rozplanowanie taktyczne gry danej drużyny. Jeżeli jeden z zawodników nie będzie mógł grać, a na ławce jest zawodnik, który nie może wejść na boisko, bo wówczas drużyna przekroczyłaby liczbę punktacji medycznej, to mecz kończy się we czterech, minimalnie można grać w trzech.

 

– Za wami Mistrzostwa Polski, w jesieni Puchar Polski coś jeszcze?

– Początkiem czerwca byliśmy zaproszenie ponownie na 14. Ogólnopolskie Dni Integracji „Zwyciężać Mimo Wszystko”, organizowane przez fundacje Anny Dymnej, gdzie graliśmy pokazowy mecz, głównie dla publiczności, by miała okazję zobaczyć jak taka rozgrywka wygląda. Często osoby, które pierwszy raz oglądają mecz w momencie przywrócenia się jednego z zawodników bardzo martwią się czy coś się złego nie stało. W naszym sporcie rzadko zdarzają się kontuzje. Jeżeli zawodnicy są dobrze wyszkoleni pod względem technicznym, to te kontuzje jeżeli już się zdarzą, są nieznaczne.

 

 

Odbywają się też Mistrzostwa Świata, w tym roku będą Mistrzostwa Europy w Hiszpanii. Same mistrzostwa to jest śmietanka na torcie, dłuższe są oczywiście przygotowanie do takich zawodów.

Gdy trenuje się w kadrze to treningi są nawet trzy razy dziennie. Poziom takich rozgrywek jest znacznie wyższy, ale to dopiero daje się odczuć na boisku. Dla osoby, która ogląda mecz i dwie drużyny są zbliżone umiejętnościami, może wydawać się to wszystko bardzo łatwe, lekkie, natomiast zawodnik wysoki poziom od razu odczuwa  w trakcie gry.

Polskie drużyny obecnie grają w 3 Eurolidze – Kielce zajęły II miejsce w tym roku. Nasza drużyna pojechała 13 lat temu, znalazł się darczyńca, który prywatnie przekazał na ten cel pieniądze, wtedy zajęliśmy III miejsce, ale w Eurolidze 2, gdzie spotykaliśmy się z zespołami z górnej półki.

Nasz wychowanek Mateusz Filipski ze START Rzeszów gra w Istambule Galatasaray, teraz jest światowej klasy zawodnikiem, ale jest też kilku innych naszych zawodników, którzy grają w drużynach, gdzie już można zarabiać pieniądze.

Drużyna już dawno mogłaby grać w Pucharach Europejskich. Jeżdżą drużyny z Kielc, z Konstancina, z Łodzi, a Mistrz Polski nie jeździ, ponieważ nie mamy funduszy, które by nam to umożliwiły. Staraliśmy się je pozyskać (na udział w pucharach Europejskich  trzeba mieć 10 tys.), ale nie jest to łatwe, musimy rozplanowywać nasze wydatki tak, by móc trenować, pomóc zawodnikom w zakupie nowego sprzętu, w dojazdach, opłacić wynajem sali.

Mamy w drużynie bardzo duży potencjał jeżeli chodzi o grę. Zależy nam, aby znajdowali się nowi gracze, chcielibyśmy, by osoby poruszające się na wózkach przyszły na trening, zobaczyły,  spróbowały, ponieważ jest to forma rehabilitacji – ruch, aktywność , dzięki niej można swoją formę życiową trzymać na pewnym pułapie przez długie lata.

 

– Dziękujemy bardzo za rozmowę i trzymamy kciuki za kolejne sukcesy drużyny!

Odpowiedź do artykułu “START Rzeszów – Mistrz Polski w koszykówce na wózkach

Dodaj komentarz

Wordpress Social Share Plugin powered by Ultimatelysocial