Urodzona optymistka! Teresa i jej asystentka pies Nefi

Pani Tereso, prosimy powiedzieć kilka słów o sobie

Mam na imię Teresa. Jestem osobą niepełnosprawną od urodzenia. Oprócz niepełnosprawności ruchowej mam dużą dysfunkcję wzroku. Moja niepełnosprawność powstała w wyniku dziecięcego porażenia mózgowego.

Od zawsze miałam problemy ze wzrokiem, jednakże były one mniejsze niż w obecnej chwili. W wieku osiemnastu lat nastąpiło pogorszenie, zaczęłam tracić wzrok w lewym oku (na które obecnie nic nie widzę), natomiast prawe oko jest sprawne w niecałych 30%. Mimo tych dysfunkcji, staram się nie zamykać w domu i na tyle ile mogę staram się „wychodzić do ludzi”.

Czyli jest Pani osobą aktywną, uczęszcza Pani na wiele zajęć. Co Panią skłoniło do podjęcia takiej aktywności?

Szczerze mówiąc, zawsze byłam osobą otwartą na innych. Łatwo nawiązywałam nowe kontakty, jeżeli tylko miałam ku temu warunki, bardzo szybko chwytałam każdą okazję, aby podjąć jakiekolwiek działanie i nie tkwić w czterech ścianach. Co nie znaczy, że nie mam obaw. Mam wiele lęków, które jednak staram się pokonywać i iść do przodu.

Wiele osób niepełnosprawnych odczuwa właśnie ten lęk, biorący się z reakcji innych osób, z codziennych przeszkód…

Dokładnie. W moim przypadku istnieje to przeświadczenie, że gdybym widziała lepiej, byłabym chyba jeszcze odważniejsza, np. jeśli chodzi o poproszenie o pomoc. Jednak dysfunkcja wzroku pozbawia mnie tej odwagi, przez co jestem troszeczkę wycofana. Jednak dzięki pomocnicy na czterech łapach, Nefi, jestem postrzegana przez ludzi nie tylko jako osoba niepełnosprawna, lecz jako ktoś kto ma fajnego psa.

Z pewnością ułatwia to kontakty z innymi ludźmi

Tak. Właśnie bardzo często jest tak, że rozmowa zaczyna się od psa. Pytają, jak ma na imię, w czym pomaga i dzięki temu rozmowa z przypadkowymi osobami staje się o wiele łatwiejsza.

Teresa i asystentka Nefi

Nie sposób pominąć Pani asystentki na czterech łapach. Jak wygląda wasza współpraca i czy napotyka Pani na przeszkody związane z obecnością Nefi?

Jeśli chodzi u wizyty u lekarza, zdarza się, że mam ją ze sobą, ale nie zabieram jej do gabinetu. Nie dlatego że mi zabroniono, tylko sama stwierdzam, że mogę ją zostawić na korytarzu. Natomiast w moim Tarnobrzegu, w mojej ulubionej cukierni, byłam z Nefi trzy razy. Za czwartym razem zgłupiałam. Nie wiem, dlaczego, ale podeszłam do obsługi i zapytałam, czy ja mogę wejść z psem. I wtedy nie wyrażono na to zgody. Później stwierdziłam, że to moja wina. Nie trzeba było pytać. A ja grzecznie wyszłam, skoro nie można wprowadzać psów.

Mimo wszystko bez takiej asystentki jak Nefi byłoby Pani ciężko

Dobrze powiedziane – Nefi jest właśnie asystentką, gdyż ja z racji swojej niepełnosprawności ruchowej nigdy nie dostanę psa przewodnika. Aby przydzielono psa przewodnika, trzeba mieć bardzo dobrą orientację, nie można mieć zachwiań równowagi, są to zupełnie inne kryteria. Dlatego ja mogę mieć tylko psa –asystenta.

Jednak Nefi ma już 10 lat, więc zamierzam starać się o drugiego psa. Wiem, że na to trzeba poczekać, więc doszłam do wniosku, że jest już na to odpowiednia pora. Niestety pojawiają się schody. Fundacja, do której aplikuję wyznaczyła dosyć rygorystyczne kryteria. Trzeba być osobą albo uczącą się, albo pracującą. Ja w tej chwili nie pracuję więc pies pies-asystent mi się nie należy.

Jeśli chodzi o Nefi, na nią nie musiałam długo czekać. Czasami myślę nawet, iż stało się to za szybko. Mam tu na myśli moje treningi z Nefi . Jeździłam do fundacji na spotkania z Nefi i tam, po prostu uczyłyśmy się siebie nawzajem. Chociaż tak naprawdę praktyka przyszła dopiero w domu i w codziennych sytuacjach. Musiałyśmy się „dotrzeć”.

video
play-sharp-fill

Pomijając czworonożnych asystentów, jak wygląda sytuacja z tymi dwunożnymi, ludzkimi? Jak to wygląda u nas, na Podkarpaciu?

Szczerze mówiąc taki „ludzki” asystent również by mi się marzył. Jak na razie dowiadywałam się pobieżnie. Podejrzewam, iż jako osoba nie pracująca i nie ucząca się nie mam na to szans, gdyż kryteria są dosyć wygórowane. Tak naprawdę jest wielu ludzi, którzy nie maja możliwości podjęcia pracy, lub nauki i mimo to nie powinni być skazani na życie tylko w tych czterech ścianach.

A właśnie to zamknięcie się, niestety, nadal przeważa wśród ON. Pani jednak tego nie robi. Brała Pani ostatnio udział w „Koncercie osób niewidomych i słabowidzących”, który odbył się w rzeszowskim klubie Bohema z okazji Dnia Niewidomego. Czy śpiew to Pani pasja?

Tak, to jedna z moich wielu pasji. Oprócz śpiewu, uwielbiam recytować. Sama wierszy nie piszę, natomiast potrafię je oddać w odpowiedni sposób. Oprócz tego co roku wyjeżdżam do Horyńca, gdzie mamy organizowane tygodniowe warsztaty, kończące się koncertem w Horynieckim Domu Kultury. Jeśli chodzi o tego typu zajęcia, u nas, w Tarnobrzegu nic się nie dzieje, dlatego przyjeżdżam do Rzeszowa. Uczęszczałam również na zajęcia komputerowe, jednak obecnie jestem „uziemiona” i pewnie taki stan rzeczy będzie trwał przez dłuższy czas, a powodem są remonty na linii kolejowej Tarnobrzeg- Rzeszów.

Jak w takim razie wypełnia sobie Pani czas, nie mając możliwości dotrzeć na zajęcia do Rzeszowa?

Tak naprawdę to nie mam czasu na nudę. W domu zawsze jest coś do zrobienia, typowo codzienne obowiązki, chwila zajęć przy komputerze. No i oczywiście, jeśli nie mam możliwości dostać się na warsztaty wokalne, od czasu do czasu trzeba troszkę poćwiczyć, aby nie wypaść z formy.

Pomimo tej aktywności, która jest dla Pani codziennością, miała Pani obawy, potrzebowała Pani czasu, aby napisać do Rampy i podzielić się swoją historią.

Szczerze mówiąc już nawet nie pamiętam, kiedy słyszałam Was w Radiu Rzeszów, to było ładnych parę miesięcy temu. Wtedy właśnie pomyślałam sobie: „Właściwie mogłabym napisać”. Myślałam o tym dłuższy czas i w końcu stwierdziłam: „Cóż mi szkodzi”.

Radziłabym wszystkim niepełnosprawnym, aby nie zastanawiać się, tylko jeśli przyjdzie taka myśl – siadać i pisać.

Nie warto zamykać się w sobie, ponieważ gdzieś na zewnątrz może czeka na nas coś dobrego. Ludzie, których możemy poznać, sytuacje, z którymi możemy się zmierzyć. Wiadomo, że te doświadczenia będą różne, będą te cudowne i te mniej przyjemne. Jednak siedząc w domu, nie zmierzymy się z tym wszystkim. Więc uważam, że naprawdę warto wyjść do świata. Trzeba pokazać ludziom, że jesteśmy, żyjemy i mamy prawo do wszystkiego, tak jak ludzie pełnosprawni.

Spotykamy się w Rzeszowskim BWA nie bez powodu. Widzimy tutaj wiele fotografii, na których uwieczniona jest Pani osoba.

Zgłosiła się do nas Pani Magda z pewną propozycją. Jej grupa fotografików wpadła na pomysł, aby nie zajmować się typowymi fotografiami, jakich wszędzie jest pełno, lecz stworzyć coś innego. Wymyślono, aby uwiecznić codzienność osób niepełnosprawnych. Chodziło o to, aby pokazać na fotografiach jak ON wykonują codzienne czynności, jak sobie radzą. Z kilku wytypowanych do takiej sesji osób, ostatecznie zgodziłam się tylko ja.

Wystawa w BWA Rzeszów

BWA Rzeszów

Oglądając zdjęcia, nie da się nie zauważyć, iż bije z nich niezwykle pozytywna energia.

Takie sygnały dostaję od innych ludzi, więc chyba coś w tym musi być. Chociaż przyznam, że nic nie robię w tym kierunku, po prostu już taka jestem. Niektórzy znajomi i lekarze śmieją się, że ja powinnam być przepisywana na receptę jako antydepresant. Szczerze mówiąc, bardzo chętnie pomogłabym innym, jeśli tylko byłoby to możliwe.

Wystawa BWA Rzeszów

Kocha Pani życie i jest niezwykłą optymistką. Ale na pewno zdarzały się sytuacje, które ten optymizm mogłyby zniweczyć?

Oczywiście, takie sytuacje się zdarzają. W zeszłym roku razem z przyjaciółką wybrałyśmy się nad morze. Po drodze przeżyłyśmy przeróżne przygody, np. nie chciano mi rozłożyć platformy. Wiadomą sprawą jest, że jak zgłasza się osobę niepełnosprawną na Intercity, to oni mówią, że w porządku i nie ma problemu. Jednak zaraz potem pojawia się problem i słyszę: „Ten pociąg nie jest przystosowany, czy Pani jakoś sobie poradzi?”. Ok., jeśli nie jest przystosowany, w porządku, jak będę musiała, jakoś wstanę z tego wózka. Tylko ja panicznie boje się tych schodków do pociągu. Wymogli na mnie taką zgodę, że z asystą zejdę z wózka i pokonam te stopnie na nogach. Później okazało się, że platforma jednak jest w pociągu. Skoro zaistniała taka sytuacja, myślałam, że z niej skorzystam. Jednak pani konduktor okazała się nieugięta i do pociągu musiałam wejść na własnych nogach. Niestety czasami jestem mimo wszystko mało asertywna, więc odpuściłam. Oczywiście poradziłam sobie, lecz co przeżyłam to moje.

Kolejna tego typu sytuacja wydarzyła się w Rzeszowie w drodze na koncert. Te” przygody” przekonały mnie, że bardzo wiele zależy wyłącznie od dobrej woli ludzi, których osoby niepełnosprawne spotykają na swojej drodze.

Dzięki takim przypadkom człowiek uświadamia sobie, jak wygląda rzeczywistość. Gdybym siedziała zamknięta w domu, nie miałabym okazji przekonać się o tym na własnej skórze i możliwe, że nie byłabym w stanie uwierzyć, iż takie sytuacje mogą mieć miejsce.

wystawa BWA Rzeszów

Czyli tak naprawdę wszystko zależy od nastawienia drugiego człowieka. Na koniec chciałabym zapytać o Pani plany na najbliższą przyszłość. Co jeszcze chciałaby Pani osiągnąć?

Trudno powiedzieć, ale marzy mi się konkurs recytatorski, bardzo chciałabym wziąć w nim udział. Niestety nie wiem czy jest to możliwe, gdyż odbywa się on jesienią w Grudziądzu a sprawdzając połączenia raczej bardzo ciężko będzie mi się tam dostać. Jednego roku nawet się zakwalifikowałam, jednak musiałam zrezygnować właśnie przez niemożność dojazdu. Myślę, że gdybym miała możliwość skorzystania z pomocy asystenta, byłoby inaczej. I to właśnie jest moje kolejne marzenie.

Oby te marzenia się spełniły. Życzymy tego z całego serca i bardzo dziękujemy za rozmowę.

 

Wywiad przeprowadziła Redaktor: Helena Toll

2 odpowiedzi do artykułu “Urodzona optymistka! Teresa i jej asystentka pies Nefi

Dodaj komentarz

Wordpress Social Share Plugin powered by Ultimatelysocial