Joanna Jakuć – jak rozumie niepełnosprawność kobieta pełna pasji i marzeń? Od lat zafascynowana sportem i świadomym przekraczaniem własnych możliwości: pływa, tańczy, nurkuje, strzela, pokonuje kilometry na wózku, ostatnio skoczyła ze spadochronem! Czy było tak zawsze? Czy może w każdym z nas jest ten moment przełomowy?
Twoje życie jest bardzo dynamiczne: skaczesz ze spadochronem, pływasz, tańczysz, strzelasz – jesteś bardzo aktywna osobą. Powiedz, co rozumiesz przez słowo niepełnosprawność?
Jako osoba niepełnosprawna, tak naprawdę nie odczuwam tej niepełnosprawności od innych ludzi. Czuję się jak „normalny” człowiek, bo generalnie staram się robić (w miarę swoich możliwości) to, co robią inni, albo nawet więcej! Zgadzam się z twierdzeniem, że niepełnosprawność, tak naprawdę jest tylko w głowie.
Użytkownicy naszego portalu często właśnie to mówią, że niepełnosprawność jest tylko w głowie. Nie ma jej w rękach czy nogach, chociaż poruszają się np. na wózku.
Tak, zgadzam się z tym. Nie ważne, czy jest się sprawnym fizycznie, czy z niepełnosprawnością – każdy z nas ma jakieś własne ograniczenia. Wszystko tak naprawdę zaczyna się w głowie.
Opowiedz czytelnikom, jaka jest Twoja historia, czy urodziłaś się chora?
Urodziłam się z przepukliną oponowo-rdzeniową, czyli z rozszczepem kręgosłupa, co powoduje, że mam trudności z chodzeniem. Poruszam się na dwa sposoby: na wózku lub o kulach. W zależności od tego, jaki dystans muszę pokonać. Wybierając się na większe odległości, typu zakupy lub wycieczka – aby czuć się swobodnie jeżdżę na wózku, natomiast mniejsze odległości pokonuję przy pomocy kul.
Jaka była Twoja droga, jeśli chodzi o szkołę – czy Twoi rodzice wybrali dla Ciebie klasę integracyjną czy „zwykłą” publiczną szkołę?
Od zerówki po klasę maturalną chodziłam do „zwykłej” szkoły, która w tamtym czasie, jako jedyna w moim mieście – przystosowana była dla osób niepełnosprawnych. Posiadała podjazdy, windę oraz klasę integracyjną. Oprócz mnie do tej szkoły uczęszczało jeszcze cztery niepełnosprawne osoby. Tak, więc była to szkoła, w której, na co dzień spotykałam się z pełnosprawnymi uczniami.
Jak wspominasz ten okres? Niektórzy opowiadają, że była to droga przez mękę lub szkoła życia związana z różnymi doświadczeniami. Jak było u Ciebie?
Jeżeli chodzi o szkołę podstawową – to na tym etapie życia, jest jeszcze zupełnie inne myślenie. Dzieci są bardziej tolerancyjne. Owszem, czasem zdarzały się różne reakcje, ale nie przypominam sobie negatywnych przeżyć. Wręcz przeciwnie, koleżanki i koledzy byli bardzo pomocni. Poruszałam się wówczas z pomocą kul, więc w razie potrzeby np. podprowadzali mnie z klasy do klasy. Podawali w razie potrzeby rękę itp. Z kolei gimnazjum było najlepszym okresem mojej edukacji. Utworzono klasę, w której oprócz mnie jednej, jedynej dziewczyny było 17 chłopaków, największych łobuzów! Był to dla mnie rewelacyjny czas, czułam się wśród nich bardzo bezpiecznie i naprawdę mówiąc kolokwialnie „nikt mi nie podskoczył”. Jednym słowem było super. [śmiech] Natomiast w liceum, klasa była już bardziej zróżnicowana. Ludzie byli bardziej dorośli. Nie było już takiej integracji. Byłam wówczas trochę na uboczu, ale nie byłam odrzucona przez klasowe środowisko.
Nie wspomniałaś o sytuacjach dotyczących samej niepełnosprawności.
Tak, bo ja w ogóle jej nie odczuwałam! Nie odczuwałam niepełnosprawności od początku swojego świadomego życia. Wózek czy kule były moją integralną częścią. Ze strony innych osób, a zwłaszcza rówieśników nie spotkałam się z negatywną opinią, czy nieprzyjemnym zachowaniem z tego powodu. Nic złego mi się nie przytrafiło.
O czym marzyłaś będąc dorastającą dziewczyną? Widziałaś oczami wyobraźni swoją przyszłość? Kogo sobie wyobrażałaś?
Szczerze mówiąc, to ja od najmłodszych lat na takim „spontanie” przyjmuję to, co przynosi mi los i życie. W większym, czy w mniejszym stopniu godzę się na to, gdyż w większości są to rzeczy pozytywne – więc czemu ich nie przyjmować, prawda? Obecnie w dorosłym życiu, największe schody zaczynają się w relacjach damsko-męskich. Nie wiem, z czego to wynika, że czasem nie możemy znaleźć tej odpowiedniej, drugiej połówki. No cóż, pewne rzeczy możemy zaplanować, a na niektóre po prostu nie mamy wpływu. I tak naprawdę nie wiemy, w którym momencie życia przyjdzie nam spotkać tę właściwą osobę. Dlatego, warto żyć pełnią życia, a co przyniesie los to będzie! Tak po prostu.
By móc zawalczyć o siebie, czasem trzeba przejść przez pewien proces, aby mieć motywację do walki o własne życie. Powiedz, jak to wyglądało u Ciebie?
Generalnie, mogę powiedzieć, że od dłuższego czasu zmagałam się z nadwagą. Miałam takie swoje momenty, że raz chudłam, raz tyłam i tak w kółko. Brakowało mi jednak samozaparcia, aby konsekwentnie popracować nad sobą. Byłam w pełni świadoma, że ten stan wpływa negatywnie na moją sprawność. Doszłam do takiego pułapu wagowego, że było mi bardzo ciężko się poruszać. Pomyślałam, że nie chcę być skazana na wózek. Na to, żeby mnie wnoszono na drugie piętro (mieszkam bez windy). Powiedziałam sobie – dosyć! Muszę coś z tym zrobić! I, tak z dnia na dzień poczułam w sobie przypływ takiej determinacji. Tak się zawzięłam, że naprawdę schudłam! Nie była to łatwa droga, ale dzięki samozaparciu, wewnętrznemu nastawieniu – udało mi się przeciwstawiać pokusom.
Pomyślałam wówczas: skoro osiągnęłam to, co zaplanowałam – to, co stoi na przeszkodzie, żeby próbować robić inne rzeczy?!
Zmiana wizerunku, dała mi bardzo dużo pozytywnej energii i wiary w siebie. To była właśnie ta – przełomowa chwila w moim życiu. Musiałam jednak zdobyć się na ten krok sama. Nie przyczyniły się do tego namowy czy uwagi najbliższych. Musiałam poczuć ten moment, ten impuls, żeby uporać się z samą sobą. Taki mam charakter, że sama muszę chcieć – nikt mnie do niczego nie może zmusić. [śmiech]
Czyli, człowiek musi się zagłębić sam w siebie i odpowiedzieć na pytanie, czego chce? Żadne namowy, sugestie nic nie dają?
Tak, człowiek sam musi odpowiedzieć sobie, czego tak naprawdę chce. Czego oczekuje od życia? Nie jest to odkrywcze stwierdzenie, ale w moim przypadku tak jest. Jestem już w tym wieku, że chciałabym mieć ustabilizowane życie. Chciałabym samodzielnie zamieszkać, staram się realizować swoje życiowe zamierzenia. Pomimo trudności, które pojawiają się po drodze – nie poddaję się. Bo, moje plany i marzenia popychają mnie do przodu i uskrzydlają. Fajne jest to, że spotykam na swojej drodze ludzi – pozytywnie nastawionych do mnie, które naprawdę są mi życzliwe i chcą też pomóc.
Zrobiłaś pierwszy krok – zmieniłaś swój wizerunek. Co było kolejnym Twoim wyzwaniem?
Co było kolejnym moim wyzwaniem? Wzięłam udział w konkursie Miss Bachanaliów 2011 na Uniwersytecie w Zielonej Górze, gdzie studiowałam Historię.
Sama się zgłosiłaś czy byłaś zgłoszona?
W ogóle nie brałam pod uwagę, startu w konkursie. Jednak, któregoś dnia, gdy czekałam na wykład podszedł do mnie chłopak i zapytał, czy zechciałabym wziąć udział w castingu na Miss Bachanaliów. Pomyślałam w duchu ja? Dlaczego, po co?! Przez pół godziny namawiał mnie, żebym przynajmniej zrobiła zdjęcie. W końcu zgodziłam się. Po tygodniu, ku mojemu zaskoczeniu otrzymałam maila z wiadomością, że z 32 dziewczyn dostałam się do ścisłej 16-tki. Później było głosowanie internautów, w którym zajęłam 2 miejsce – za co z rąk Rektora otrzymałam wyróżnienie. A, nagrodą była sesja zdjęciowa, którą robiła koleżanka. I, to ona właśnie zaproponowała, abym zarejestrowała się na portalu „Maxmodels”. Postanowiłam spróbować swoich sił. I, tak zaczęła się moja przygoda z modelingiem.
Po zamieszczeniu zdjęć twarzy, otrzymałam ok. tysiąca wiadomości, lajków. Z czasem, ośmielona reakcją internautów zamieściłam kolejne zdjęcia także te, przedstawiające mnie na wózku. I ku mojemu zaskoczeniu odzew, był znikomy….
Czyli, Twoja niepełnosprawność była zaskoczeniem dla ludzi? Jak to rozumiesz?
Mam nadzieję, że nie poczuli się oszukani. Nie zraziła mnie ta reakcja. Pomyślałam, że ludzie po prostu nie wiedzieli, jak mają się zachować. Zaistniała taka dwuznaczna sytuacja tzn. lajkuję zdjęcie, czyli cieszę się, że dziewczyna dobrze wygląda, czy cieszę się, że ma wózek, prawda? To było 8 lat temu. Obecnie ludzie są bardziej wyedukowani.
Dziś to, że ktoś ma pewne ograniczenia fizyczne nie znaczy, że nie może być modelem czy modelką. Obecnie osoby niepełnosprawne, świetnie radzą sobie w modelingu, wykorzystując niepełnosprawność jako swój atut. Takim przykładem obecnie jest Winine Harlow, modelka chora na bielactwo.
Na przestrzeni lat wiele się zmieniło i to jest dowód, na to, że edukacja jest bardzo ważna. Ty także, podejmujesz takie działania, pokazujesz swoją niepełnosprawność jako przykład aktywnego życia. Co Cię do tego skłoniło?
Wiele takich akcji wychodzi spontanicznie. Jeżeli mogę podzielić się swoim doświadczeniem, czy wiedzą to się zgadzam. Niedawno np. otrzymałam zaproszenie na wydział Pedagogiki Uniwersytetu Zielonogórskiego, gdzie wygłosiłam prelekcję, której tematem był „Modeling osób niepełnosprawnych”. Spotkałam się z dużym zainteresowaniem ze strony słuchaczy, którzy z zaciekawieniem i w dużym skupieniu słuchali mojej historii. Byłam naprawdę pozytywnie zaskoczona ich reakcją, zainteresowaniem innością – ponieważ niepełnosprawność jest innością.
Twoje pozostałe aktywności są nieprawdopodobne, opowiedz o nich.
No, jest tego sporo [śmiech]. Wszystko zaczęło się od sportu. Najpierw zaczęłam pływać w ramach rehabilitacji, bo wiedziałam, że na tej płaszczyźnie nie osiągnę dużego sukcesu. Następnie, przez 3 lata trenowałam strzelectwo z broni krótkiej w zielonogórskim stowarzyszeniu „Start”. Po strzelectwie przyszedł czas na boccie. Z grupą znajomych zainteresowaliśmy się tą dyscypliną paraolimpijską. Jednak z czasem okazało się, że jesteśmy do tej gry „za zdrowi”. Dlatego wspólnie z kolegą postanowiliśmy wrócić do strzelectwa i tak od 2010 r. do chwili obecnej, jest to moja ulubiona dyscyplina. Kolejną moją pasją jest taniec, uwielbiam tańczyć, przy każdej nadarzającej się okazji. Gram również na pianinie. [śmiech]
A wędkarstwo?
Wędkarstwem zaraził mnie tato. Wędkuję z nim od najmłodszych lat. Gdy okazało się, że jestem chora, rodzice podzielili się obowiązkami. Tato zajmował się mną i domem, a mama wróciła do pracy. Zanim, więc poszłam do szkoły, wspólnie z tatą i babcią wyjeżdżaliśmy na rybki i tak mi zostało. Jest to bardzo fajne zajęcie, nie mogę zbierać np. grzybów, a te rybki to super sprawa, przy okazji można się zrelaksować, zresetować.
Z tego, co wiem – jeździsz kilometry na wózku, dochodzi do tego siłownia, no i skok ze spadochronem!
Tak, tak [śmiech]
Bardzo skromnie o tym wszystkim mówisz, osoby pełnosprawne nawet połowy z tych rzeczy nie robią!
Tak, wiem – ale ja nie robię tego na pokaz tylko dla siebie! I dlatego, dzięki temu tak naprawdę wiem, na co mnie stać.
Przyznam, że skok ze spadochronem był dla mnie dużym wyzwaniem i nie była to łatwa sprawa. Ale nie mogłam oprzeć się pokusie, dlatego najpierw zasięgnęłam niezbędnych informacji. Jednak przez kolejne 3 miesiące zastanawiałam się: skoczyć? nie skoczyć? W końcu podjęłam ostateczną decyzję – skaczę. W wyznaczonym dniu pojechałam do Aeroklubu w Przylepie. Po wejściu do samolotu i wzniesieniu się na wysokość 3 km, trochę się obawiałam. Jednak z minuty na minutę, poczułam przypływ odwagi. Gdy otworzyły się drzwi samolotu i zobaczyłam, że poza chmurami nic nie ma – skoczyłam w te chmury [śmiech]. Dopiero po otworzeniu się czaszy spadochronu – zobaczyłam ziemię. Było to wspaniałe uczucie i piękny widok! Ale szczerze mówiąc nie wiem, czy zrobiłabym to jeszcze raz – tak spontanicznie! Raczej zastanowiłabym się, ale kto wie!
A, co ten lot i skok zmienił w Twojej świadomości? Czy spotęgował tą myśl, że wszystko możesz?
Tak, ten skok w pewnym stopniu utwierdził mnie w tym, że mogę wszystko, ale tak zdroworozsądkowo, w miarę swoich możliwości. Bo pewne ograniczenia są, mimo że ja ich nie widzę w takim stopniu, jak inni. Ale, jeśli chcę to mogę wszystko. Trzeba tylko wybrać ten odpowiedni moment. W moim przypadku, dużo rzeczy czekało by je zrealizować, choćby jazda samochodem.
Prawo jazdy posiadam od 2008 roku, a tak naprawdę jeżdżę dopiero od trzech lat. Poniekąd zmusiła mnie do tego życiowa sytuacja (pobyt taty w szpitalu). Ale w końcu postanowiłam, że trzeba coś z tym zrobić. Tym bardziej, że samochody stały bezczynnie w garażu. Mama, podobnie jak ja miała prawo jazdy, ale nie prowadziła. Wyszukałam, więc w Internecie szkołę nauki jazdy. Najpierw przez miesiąc jeździłam oznakowanym samochodem. Później przez kolejne cztery miesiące, dzień w dzień jeździliśmy moim samochodem do chwili, gdy instruktor uznał, że mogę prowadzić sama. I od tej pory jeżdżę.
Czyli, stale pokonujesz własne lęki?
Tak, ponieważ kolejnym mega przeżyciem było nurkowanie! Było to dla mnie, duże wyzwanie, gdyż mając 9 lat topiłam się w jeziorze. Od tej pory mam lęk przed zanurzaniem głowy pod wodą. Będąc w Poznaniu w Aquaparku, postanowiłam jednak zanurkować i w końcu pokonać ten strach. Zaufałam instruktorom i zeszliśmy wówczas 5 metrów pod wodę. Później podczas pobytu na obozie CrossFit-owym, były zajęcia z nurkowania, w których oczywiście brałam udział. Była to fajna przygoda. Cieszę się, że pomimo traumy, byłam w stanie przezwyciężyć swój lęk!
Tak, więc byłam i na lądzie, i w powietrzu, i pod wodą. [śmiech]
Jakie jest Twoje życiowe motto, które Cię motywuje i towarzyszy we wszystkich poczynaniach?
Moim życiowym mottem jest myśl: żeby nigdy się nie podawać i iść do przodu!
Powiedzieć sobie to jedno, ale trzeba w to jeszcze uwierzyć i tak robić. Jak walczyłaś z tym, żeby być konsekwentną?
Myślę, że w dużej mierze pomógł mi w tym sport. Jeśli w sporcie chcesz coś osiągnąć, to musisz o to walczyć z samą sobą, ze swoimi słabościami i nie tylko fizycznymi. Musisz działać systematycznie. Jeśli lubisz to, co robisz i zależy ci na tym, to po prostu – robisz to!
Np. trenując strzelectwo dojeżdżam na strzelnicę – dwa razy w tygodniu 8 km. Ale sprawia mi to przyjemność. Dlatego wsiadam w samochód i przez dwie godziny jest tylko strzelnica i ja!
Od czterech lat systematycznie chodzę na siłownię. Uprawiam CrossFit to połączenie gimnastyki, podnoszenia ciężarów oraz treningu wydolnościowego. Konsekwencją tego, był udział w zawodach Battle of Europe organizowanych w Zielonej Górze. Gdzie, oprócz rywalizacji zawodników różnych krajów Europy, mogłam poczuć ten specyficzny klimat zawodów. Dlatego, przygotowuję się do kolejnych zawodów, które odbędą się w tym roku we wrześniu. Nie podnoszę dużych ciężarów wiem, że ze swoją niepełnosprawnością nie jestem w stanie tego zrobić, ale robię to dla siebie. Dla własnej satysfakcji.
Jaką radę chciałabyś dać osobom z niepełnosprawnościami, które jeszcze nie mają tej wewnętrznej determinacji, aby zacząć zmienić swoje życie?
Na pewno warto szukać własnej drogi. Nie wolno bać się marzyć. Warto zawalczyć o siebie, warto pracować nad sobą. Bo każdy z nas może wszystko, jeśli tylko chce. Jestem tego dowodem. Dlatego, trzeba pokonać strach, ale trzeba też w tych swoich dążeniach byś realistą.
Czyli konfrontować swoje zamierzenia i działania z realną rzeczywistością?
Na początku, aby się nie zrażać, dobrze jest obierać sobie niewielkie cele. Jeżeli się już coś postanowi, to trzeba do tego dążyć. Gdy się już to osiągnie, to najlepiej idąc za ciosem, stawiać sobie kolejne wyzwania.
Ważne jest to, aby nie osiąść na laurach, nie zamykać się w czterech ścianach. To, że się siedzi w domu a sama wiem to ze swojego doświadczenia z czasem przestaje być fajne. Bardzo szybko wkrada się nuda, monotonia i człowiek przestaje widzieć sens życia. A, jak przychodzi, co do czego, to ciężko jest się wówczas zmobilizować – aby wreszcie wziąć się za życie.
Czyli działać, działać i jeszcze raz działać!
Bardzo dużo pozytywnej energii i wiary we własne siły dał mi udział we wrocławskim spotkaniu z Nickiem Vujicicem – „Życie bez ograniczeń”. Na własne oczy zobaczyłam tam, człowieka bez rąk i nóg, żyjącego pełnią życia. Dowód na to, że psychika jest silniejsza niż ciało. Tak, więc naprawdę nasze ograniczenia są tylko i wyłącznie w naszych głowach. Dlatego, ważne jest, to by nie oglądać się na to, co inni mogą ci dać, tylko Ty daj innym to, co możesz – poprzez swoje działania!
Dziękujemy za wywiad, życzymy sukcesów sportowych, zawodowych oraz spełnienia marzeń osobistych i rodzinnych:)
Wywiad z Joanną Jakuć przeprowadziła Beata Miśków, Redaktor Portalu Rampa – Pokonujemy bariery, rampa.net.pl